Józef Roman ps. "Ziuk", "Styrski", "Bączkowski"
Na podstawie książek Danuty Szyksznian "Jak dopalał sie ogień biwaku" i Kazimierza Leskiego "Życie niewłaściwie urozmaicone".
Urodził się l lipca 1914 r. w Chełmie. Wychowywał się i kształcił w Kowlu na Wołyniu. Tam otrzymał świadectwo dojrzałości w
1933 r.
Po ukończeniu Szkoły Podchorążych Artylerii w Toruniu w 1936 r. mianowany zostaje na podporucznika artylerii.
Podejmuje służbę w 13. Pułku Kresowym Artylerii Lekkiej w Równem.
Wraz z tą jednostką bierze udział w kampanii wrześniowej. W październiku 1939 r. nawiązuje pierwsze kontakty konspiracyjne w SZP, ZWZ i AK. Bierze udział w Powstaniu Warszawskim. W czasie walk powstańczych zostaje ranny. Po upadku powstania ucieka z kolumny jenieckiej i dalej kontynuuje działalność konsplracyjną.
Kampanię wrześniową przebył w Armii "Pomorze" trasą: Osowa Góra, Bydgoszcz, Brześć Kujawski, Kutno, ujście Bzury. Po wydostaniu się z okrążenia przybył do Warszawy jako cywil 13 października 1939 r. Uczestniczył w konspiracji na terenie woj. lubelskiego w ZWZ -
w grupie płk. Tatara. W 1940 r. zorganizował placówkę wywiadowczą, obserwował koncentrację niemiecką
do ataku na ZSRR. W lecie 1941 r. zorganizował ekspozyturę wywiadu Armii Krajowej "Wschód-Wołyń", którą prowadził jako "Styrski"
do końca 1943 r. Przeniesiony do Warszawy. W Powstaniu Warszawskim razem z płk. "Sławborem", ostatecznie jako dowódca kompanii "Ziuk". Po kapitulacji Powstania był szefem Oddziału II w Sztabie Obszaru Zachodniego Armii Krajowej. Po rozwiązaniu Armii Krajowej pracował w kolejnictwie na Ziemiach Zachodnich.
(Życiorys pułkownika Józefa Romana może być symbolem i wzorem dla pokolenia żołnierzy polskich uformowanych patriotycznie
i intelektualnie w okresie II Rzeczypospolitej. Jego życie zawiera w sobie najważniejsze doświadczenia społeczeństwa czasu wojny i okupacji oraz ślady dramatycznych przeżyć okresu powojennego. Chodzi o kampanię wrześniową, konspirację, powstanie warszawskie, próbę odnalezienia się w powojennej polskiej rzeczywistości.)
Po wojnie wyjeżdża do Szczecina i rozpoczyna służbę w 12 Dywizji WP w stopniu kapitana. W 1946 r. awansuje na majora (dziś już
jest w stopniu pułkownika). W 1950 r. zostaje aresztowany pod zarzutem działalności w nielegalnej organizacji wojskowej kierowanej
przez gen. Stanisława Tatara. W 1956 r. zrehabilitowany. Do służby wojskowej już nie wraca. Podejmuje pracę w Urzędzie Wojewódzkim
w Szczecinie, następnie w Akademii Rolniczej i Politechnice Szczecińskiej. W 1976 r. przechodzi na emeryturę. Intensywnie działa w kręgach kombatanckich byłych żołnierzy kresowych AK. W 1981 r. powołuje kluby Powstańców Warszawskich i Żołnierzy Kresowych Armii Krajowej. W ramach działalności Klubów z Jego inicjatywy stworzono Kaplicę Armii Krajowej w Bazylice Katedralnej i w kościele Matki Boskiej Ostrobramskiej w Szczecinie, sanktuarium członków Klubu Kresowych Żołnierzy AK, a także nadaniu nazw statkom "Powstaniec Warszawski", "Generał Rowecki".
Pułkowmk Jozef Roman otrzymał tytuł honorowego Prezesa Okręgu SZZAK w Szczecinie. Pisał pamiętniki ukazujące losy człowieka uwikłanego w historię. Właśnie z tych wspomnień wyłania się wzór heroizmu, zrozumienie politycznych i historycznych realiów jak i granica kompromisu wyznaczona przez podstawowe, oczywiste dla "Ziuka", wartości. Prace Jego otrzymywały na konkursach ogólnokrajowych pierwsze miejsca. Za udział w konspiracji i walkę z wrogiem odznaczony został: Krzyżem Virtuti Militari V klasy; Krzyżem Kawalerskim, Oficerskim i Komandorskim OOP; Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami; Krzyżem Armii Krajowej; Warszawskim Krzyżem Powstańczym. Jest dla obecnego pokolenia wzorem żołnierza, Polaka i człowieka. Zmarł w dniu 14 listopada 2003 roku.
Poniżej dedykacja Józefa Romana z 1.10.1981 roku na pamiatkę spotkania w Szkole Podstawowej Nr. 33 w Szczecinie
Kompania "Ziuka"
Jeszcze w ramach kompanii "Bradia" "Ziuk" jako dowódca plutonu otrzymał zadanie oczyszczenia terenu w kierunku ul. Matejki. Obszar ten był ówcześnie ciągle jeszcze penetrowany przez Niemców z Sejmu i Parku Ujazdowskiego. Zadanie zostało wykonane do 8 sierpnia: Niemcy zostali wyrzuceni, wycofując się spalili jednak przy Wiejskiej domy numer 9, 7 i 5 - do ul. Matejki, domy po parzystej stronie Matejki oraz domy przy Alejach Ujazdowskich do ówczesnego numeru 24. Swoje miejsce postoju założył "Ziuk"
w domu przy Alejach Ujazdowskich 28, sąsiadującym swoją oficyną z oficyną domu przy ul. Wiejskiej 11. Oba te budynki były uprzednio wykorzystywane przez Niemców jako punkty hotelowe - były wyposażone w łóżka i bieliznę pościelową, a także jako magazyny cukru i wódki. W budynku przy Alejach Ujazdowskich 28 mieścił się również skład apteczny, w którym zdobyliśmy poważne zapasy leków oraz materiałów opatrunkowych. Swoim sanitariuszkom, Krystynie Szostak-Majewskiej "Warce" oraz Celinie Kiluk "Poprad". "Ziuk" powierzył organizację kwater i punktu sanitarnego dla naszego odcinka. Nadwyżki łóżek, bielizny pościelowej, materiałów opatrunkowych przekazał szpitalowi powstańczemu mieszczącemu się przy ul. Mokotowskiej 52. Jednemu z ochotników - księdzu Feliksowi Augustyniakowi "Burzy", kanonikowi ze Sterdyni w diecezji siedleckiej, którego Powstanie zastało u rodziny przy ul. Wilczej - powierzył "Ziuk" zaopatrzenie swojego wojska w żywność. Od tej chwili ksiądz "Burza" pełnił tę rolę dla całego naszego odcinka. Jednocześnie, za zgodą kapelana Rejonu księdza "Karola" (ksiądz Wacław Włoczkowski z parafii św. Floriana na Pradze), pełnił na naszym odcinku obowiązki duszpasterskie.
Pomoc swoją ofiarowała ,,Ziukowi" również pani Zofia Tokarzewska (ps. "Skowronek"), śpiewaczka Opery Warszawskiej i wraz z mężem Witoldem Sawankiewiczem "Sawą" podjęła się w oddziale zorganizowania punktu żywnościowo-gospodarczego. Przy różnych okazjach śpiewała także dla żołnierzy (32). Pierwsze kilka dni - chyba do 10 sierpnia - na odcinku "Ziuka" panował względny spokój. Względny, bo odcinek, jak zresztą cały teren na wschód od Alei Ujazdowskich, był stale nękany ogniem ze wszystkich możliwych pozycji, były też natarcia od strony Frascati. "Ziuka" jednak jakoś nie ruszano (33). W nocy z 9 na 10 zaczęło się podejrzane kucie za wysokim murem zamykającym ul. Senacką. Trwało przez cały dzień i ustało dopiero w nocy z
10 na 11. Wkrótce potem z głębi ul. Senackiej dał się słyszeć niezbyt głośny warkot i chrzęst gąsienic po nawierzchni ulicy jednego, a po chwili i drugiego czołgu: przez dziurę wykutą w ścianie, wzdłuż ulicy Senackiej Niemcy puścili "goliaty". Noc była ciemna, nic nie było widać. Unieruchomienie "goliata", poruszającego się przecież dość wolno, osiągnąć można było trafiając go chociażby z kb (lepiej z rusznicy ppanc.), powodując jego przedwczesny wybuch lub przestrzeliwując zasilająco-sterujący kabel. Przy świetle dziennym nie było to trudne, w ciemnościach - prawie niemożliwe. Po nieparzystej stronie ul. Wiejskiej, prawie dokładnie naprzeciwko wylotu ul. Senackiej, znajdował się dom nr 11, jeden z niewielu niewypalonych na odcinku "Ziuka", będący głównym bastionem tego plutonu ( a potem kompanii) w tym rejonie. Słysząc idące "goliaty". "Ziuk" ewakuował żołnierzy z tego domu, tak że ogromne zniszczenia spowodowane dwoma wybuchami nie pociągnęły za sobą strat w ludziach ani w broni. Natychmiast po wybuchach żołnierze "Ziuka" ponownie obsadzili dom nr 11, lecz Niemcy nie kwapili się z wykorzystaniem nocy
do przeprowadzenia natarcia. Następnego dnia około godziny 9 rano Niemcy rozpoczęli z Izby Przymysłowo- Handlowej huraganowy ogień z broni maszynowej i ręcznej na pozycje "Ziuka". Na przekazane przez "Krzesława" ("Sławbor" był ówcześnie ranny) żądanie pomocy, komendant L Rejonu mjr "Litwin" przysłał sześciu ludzi z "Piatem" i miotaczen ognia. Dowodził nimi kpt. Zbigniew Specylak "Tur", cichociemny, który okazał się kolegą "Ziuka" i "Krzesława" ze Szkoły Podchorążych Artylerii. "Tur", wysportowany lwowiak o atletycznej budowie, zajął stanowisko na balkonie w martwym polu niemieckiegc ognia. Stamtąd rzucał granaty, z których każdy był skuteczny, oraz butelki z benzyną: na dole utworzyła się prawdziwa ściana ognia. Granaty i butelki podawali "Turowi" żołnierze oraz ksiądz "Burza", który - zapytany po walce, jak mógł pomagać w zabijaniu ludzi - odpowiedział:
"To nie ludzie, to hitlerowcy" (34). Do walki od samego początku włączyli się, flankując natarcie niemieckie, żołnierze "Truka" z oddziału "Bradia". Natarcie załamało się po kilkunastu minutach. Na przedpolu Niemcy pozostawili sporo zabitych i wzywających pomocy rannych. W celu ściągnięcia ich Niemcy zorganizowali wyprawę sanitariuszy i więzionych w Sejmie Polaków. W tych warunkach nie mogliśmy temu zapobiec. Wzywaliśmy jedynie Polaków do pozostawiania na plac leżącej tam broni, co czynili bardzo ochoczo, niejednokrotnie popychając ją ku naszym pozycjom. Niemcy nie zwracali na to uwagi. Ze względu na zły stan rozbitych granatami i wypalonych domów, dla obrony swoich pozycji "Ziuk" przyjął zasadę punktów obserwacyjnych. Obserwator
na punkcie miał prawo otwierania ognia jedynie w przypadku zagrożenia osobistego. Dysponował jednak kolegą - gońcem, przy pomocy którego miał obowiązek alarmować o wszystkich ruchach nieprzyjaciela. "Ziuk" systematycznie obchodził te swoje posterunki. Na obchód taki chodził zwykle sam. Kie- dyś, idąc na pozycje w rozwalonym domu nr 11, zobaczył za sobą "cień".
W tym momencie między nim a tym "cieniem" eksplodowała mina wystrzelona z terenu Sejmu. "Ziuk" został ranny. Oberwała także "Warka", która - jak się okazało - chodziła za nim, by go pilnować. Mimo że sama była ranna, zadbała przede wszystkim o "Ziuka"
i pobiegła po patrol sanitarny. Oboje znaleźli się w szpitalu, skąd dość szybko wrócili. Po przekształceniu w kompanię oddział "Ziuka" został jeszcze wzmocniony o dowodzony przez por. Edwarda Ładkowskie- go "Kulawego" pluton Organizacji Wojskowej PPS. Przez pewien czas w skład kompanii wchodziła również 6-osobowa grupa AL., podporządkowana następnie majorowi AL. Maleckiemu "Sękowi". W kompanii znalazła się również 14-osobowa grupa Gruzinów zbiegłych z walczącej u boku Niemców armii RONA (Russkaja Oswoboditielnaja Narodnaja Armia). W kompanii "Ziuka" znaleźli się oficerowie: w plutonie WSOP por. "Błoński", por. "Głowacki", w plutonie PPS por. Mariusz Agneża "Mariusz", oficer straży pożarnej, por. Swoboda "Dalbor", ppor. Stanisław Kołłątaj "Żebrowski", por. Edward Ładkowski "Kulawy", ppor. Ernest Jaśkowiak "Czarny", pchor. Stanisław GębaIski "Szczerba". Szefem kompanii był sierż. Domański "Sas", jego pomocnikiem plut. "Skała". Kronikę prowadził Król "Wołodyjow-ski" (35).
Dzień 26 sierpnia (Swięto Matki Boskiej Jasnogórskiej) obchodzony był u "Ziuka" uroczyście. Ksiądz "Karol" i ksiądz "Burza" zorganizowali nabożeństwo na dziedzińcu któregoś z domów kompanii. Zaraz po podniesieniu nastąpiła na odcinku potężna eksplozja. Księża kontynuowali odprawianie mszy św., a żołnierze pobiegli na stanowiska alarmowe. Okazało się, że pod osłoną nocy w budynku przy ul. Wiejskiej 5 Niemcy założyli ładunki wybuchowe i teraz dokonali eksplozji. Budynek, uprzednio wypalony, legł w gruzach. Przysypanych zostało kilku żołnierzy. Zanim nadbiegła jednak pomoc, "Vis" zorganizował odkopywanie kolegów (ocaleli zresztą wszyscy). Rozpoczął też ogień w kierunku Sejmu w celu zniechęcenia Niemców do wyprowadzenia natarcia.
Za tę akcję został od znaczony Krzyżem Virtuti Militari.