Henryk Atemborski PS. "Pancerny" |
Urodził się w 1928 r w Łodzi. Już we wrześniu 1939 r przeżył dramat wojennej tułaczki, jaką wybrało wówczas wiele rodzin. Pod ostrzałem Luftwaffe dotarł wraz z rodziną do Warszawy. Jak się później okazało stolica płonęła od niemieckich nalotów. Wraz z ojcem brał udział w obronie miasta, w wieku zaledwie...11 lat. Był takim łącznikiem, biegającym z szabelką i informującym obrońców miasta o tym i o tamtym. "Byłem wtedy taki dumny z tej szabelki" - wspominał. Do domu rodzinnego w Łodzi już nie powrócił. Los skierował Go, rodzeństwo i Jego matkę wkrótce w tereny województwa świętokrzyskiego. Tam to Pan Henryk zamieszkał w okolicy zakładu zbrojeniowego, który stał się główną przyczyną chęci wstąpienia do "oddziałów leśnych". Już tłumaczę dlaczego. Bliskie położenie spowodowało, że Pan Henryk chodził do niemieckiego zakładu zbrojeniowego i zabierał stamtąd broń. To co się udało. Wkrótce miał tego w domu całkiem spory inwentarz. Strażnicy, ani żandarmii nie robili sobie nic z obecności w okolicy dzieciaka, który mieszkał tuż obok. Nawet raz został przyłapany na próbie wdarcia się na teren zakładu, ale oberwał tylko kilka kolb po plecach jak wspominał. Ze swojego "małego magazynu" postanowił zrobić użytek i poprzez bliską rodzinę skontaktował się z Armią Krajową. Pan Henryk w zamian za zdaną partyzantom broń, chciał wstąpić w szeregi AK. Niestety przeszkadzał mu w tym wiek (do AK przyjmowali od 16 roku życia). AK- owcy co prawda zabrali Panu Henrykowi broń, ale do szeregów Go nie wciągnęli. To tak rozzłościło młodzieńczy temperament Pana Henryka, że postanowił znowu "nazbierać" trochę broni, by oddać ją innemu oddziałowi. I tak dzięki znajomym skontaktował się z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, a konkretnie Brygadą Świętokrzyską NSZ. Ci postanowili spełnić żądania Pana Henryka i wraz z inwentarzem broni przyjęli Go do szeregów. Szybko stał się strzelcem w pułku mjr Kernera "Kazimierza" i dzięki fizycznej sile i wytrzymałości zyskał przydomek "Pancerny". Rozpoczął się czas działań partyzanckich, jak wspominał czas wykańczających przemarszów (trwających nieraz po 30 godzin!), czas gościnności na sprzyjających NSZ- owcom wioskach i ciężkich walk zarówno z Niemcami, jak i później z Armią Czerwoną, których efektem była rana nogi i zatrzymanie przez Sowietów i przekazanie Pana Henryka Urzędowi Bezpieczeństwa. Trwające kilka miesięcy tortury spowodowały połamanie niemal wszystkich żeber, choć Pan Henryk, jako entuzjastycznie nastawiony do życia, nawet to wspomina z pewną dozą humoru. Od dalszych tortur ocaliła Go...gruźlica, której nabawił się w celi. Również ten trudny czas mi miał okazję opowiedzieć, kiedy wraz z kolegą z celi leżeli we więziennym szpitalu. "Tamten kolega mówił ciągle, że umrze, że już nie chcę żyć, a ja mu mówiłem, że jeszcze będziemy podrywać dziewczyny. On umarł, ja przeżyłem" - wspomina. Po wyjściu z więzienia (nie potrafili UB- ecy mu nic udowodnić), Pan Henryk na stałe zamieszkał w Nowej Sarzynie. Podsumowując - niejeden młodzieniec może Panu Henrykowi pozazdrościć sprawności fizycznej i chęci do życia. |
Uzupełniające wiadomości o Henryku Atemborskim znajdziesz na następujących stronach: |
Leszek Żebrowski o Brygadzie Świętokrzyskiej NSZ oraz filmie „Pokłosie” |