Dowgwillo_kop

Witamy    |    Nazwisko    |    Herb    |    Genealogia    |    Koligacje    |    Pamiątki z podróży    
  Represjonowani    |     Lekcja historii    |     Aktualności   |    Żołnierze Wyklęci     |    Matki Polki
   Polskie Kresy     |    Śpiewnik wileński    |    Nakład wyczerpany




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wspomnienia

[Tekst poświęcony 13 Brygadzie AK zamieszczony w książce Danuty Szyksznian "Jak dopalał się ogień biwaku".]

W roku 1936 uzyskałem dyplom nauczyciela w Państwowym Seminarium Nauczycielskim im. Tomasza Zana przy ulicy Ostrobramskiej 29 w Wilnie. W tym roku, we wrześniu zostałem powołany na dywizyjny kurs podchorqżych 77 pułku piechoty w Lidzie, gdzie po uzyskaniu tytułu podchorążego w poł wie 1937r. zostałem skierowany na praktykę do 86. pułku piechoty w Mołodecznie.
W sierpniu 1939r. zostałem awansowany na podporucznika i razem z jednostką wysłany na front zachodni w rejon Piotrkowa Trybunalskiego. Tam 19. Dywizja Piechoty, a w jej szeregach moja macierzysta jednostka, zorganizowała obronę przed uderzeniem nieprzyjaciela. Dowodziłem wówczas plutonem ciężkich karabinów maszynowych i moździerzy.
Po dwukrotnym ataku dywizji pancernej nieprzyjaciela, wspomaganej lotnictwem, 19. Dywizja, a w tym 86 pp, zostały rozbite i okrążone, a pozostali przy życiu żołnierze wzięci do niewoli. Nieprzyjaciel również poniósł dotkliwe straty w ludziach i w sprzęcie.
W sprzyjających okolicznościach wyrwałem się z okrążenia i zgodnie z uprzednim rozkazem, udałem się do Lidy, gdzie miała być organizowana dywizja zapasowa. Zamiar mój nie mógł być spełniony, z uwagi na wkroczenie w tym czasie
do miasta wojsk sowieckich.
Wychowanie patriotyczne w rod inie, a pogłębione w szkole, skłoniło mnie do szukania kontaktu z ruchem niepodległościowym, celem kontynuowania walki o wolność i niepodległość Ojczyzny. Zamiar mój został uwieńczony powodzeniem.
W połowie 1941r. powołano mnie na Komendanta Ośrodka Konspiracyjnego "Mołodeczno" z siedzibą w Gródku. Z uwagi na centralne jego położenie oraz aktywność działaczy, odbywały się tu spotkania i kontakty z komendantami placówek, delegatami zwierzchnich jednostek oraz innymi aktywistami ruchu podziemnego.

Oto obsada personalna Komendantury :
1. por. Aleksander Zajkowski " Grot" - komendant;
2. Tadeusz Konak "Tata" - kwatermistrz - przechowywanie i konserwacja broni i sprzętu;
3. ks. Wiktor Goliński "Wiktor" - kapelan-duszpasterz;
4. Zygmunt Modzelewski - nadleśniczy-wywiadowca;
5. Maria Modzelewska - nauczycielka-tajne nauczanie, propaganda i wychowanie obywatelskie;
6. kpr. Jan Łużyński - leśniczy, wywiad oraz gromadzenie broni i amunicji;
7. Henryk Rzeźniewski "Bosy" - sabotaż, dywersja;
8. Jan Staromłyński - wywiad;
9. Jadwiga Korsak "Inka " - licealistka, - łqczność, wywiad, konserwacja umundurowania;
10. Wanda Korsak " Wanda" - licealistka, - łączność, wywiad, konserwacja wyposażenia;
11. Maria Szpak " Krysia" - licealistka, - łqcznosć, wywiad, konserwacja wyposażenia.

Bezgraniczne oddanie sprawie całego zespołu zostało okupione bolesnymi stratami. Z jedenastoosobowego składu osiem osób przypłaciło życiem. W maju 1943r. zostali aresztowani przez Niemców i osadzeni w więzieniu w Wilejce małżeństwo
Modzelewscy. Od tego czasu ślad po nich zaginął.
W kwietniu 1943 r. kpr. Łużyński - leśniczy, pełniąc obowiązki służbowe w rejonie lasów, został zastrzelony przez partyzantów sowieckich. Dnia 1-go grudnia 1943r. poległ w Puszczy Nalibockiej Henryk Rzeźniewski "Bosy " w czasie
przebijania się ze zdradzieckiego okrążenia przez p artyzantów sowieckich. W końcu listopada 1943r. został uprowadzony przez partyzantów sowieckich Tadeusz Konak "Tata" i zamordowany w Puszczy Nalibockiej.
Dramatycznie potoczyły się losy trzech łączniczek: "Inki", "Wandy" i "Krysi". Dnia 1-go grudnia 1943r. zostały one przemocą uprowadzone przez sowieckich oprawców z majątku Teklipol i w tym rejonie zamordowane. Według relacji zamieszkałej tam ludności, porywacze obchodzili się brutalnie z młodymi ofiarami, wyzywając je, popychając lufami i kolbami karabinów do wyjścia z pomieszczeń na zewnątrz.
To bolesne wydarzenie było nie tylko potwierdzeniem wrogości ze strony sowieckiej do ludności polskiej, lecz także totalnego jej niszczenia.
W początkowym okresie działalności konspiracyjnej, zadanie moje polegało w głównej mierze na koordynacji działalności Ośrodka, a szczególnie organizowaniu sabotażu, dywersji, szkolenia przyszłych żołnierzy AK, ochronie ludności polskiej, krzywdzonej przez wzmożony ruch partyzantów sowieckich oraz zdobywaniu broni i amunicj i potrzebnej do wyposażenia oddziału partyzanckiego, mającego powstać w każdej chwili na rozkaz dowództwa wyższego szczebla.
Taką broń zdobywałem z różnych źródeł. Najczęściej kupowałem za wódkę, tytoń lub żywność od żołnierzy szeregowych i oficerów armii sowieckiej. Innym źródłem zaopatrzenia były zakupy od Niemców oraz dary polskich patriotów. Każdą zdobytą broń i amunicję przejściowo przechowywałem w swoim Ośrodku Konspiracyjnym, a następnie przewoziłem do centralnych magazynow w Balcerach.
W jednym z takich transportów spotkało mnie bulwersujące wydarzenie. W maju 1942r., wraz z łączniczką, przewoziłem broń i amunicję starannie załadowaną i ukrytą w wozie drabiniastym. Na trasie Gródek - Balcery, w miejscowości Waśkowce przy młynie wodnym, zauważyłem żołnierzy niemieckich łowiących ryby. Część z nich stała na moście. W tej sytuacji zaistniało niebezpieczeństwo rewizji i ujawnienia przewożonego ładunku. Trzeba było szybko podjąć decyzję. Uznałem, że jedynym wyjściem będzie upozorowanie choroby mojej towarzyszki i jazda dalej obraną trasą. W tym celu jej głowę zawinąłem chustą.
Przejeżdżając przez most, usłyszałem wołanie: Halt! !! - Wohin fahrren zie?! Po chwili zbliżają się do wozu. Odpowiedź brzmiała głośno, pokazując na zawiniętą głowę towarzyszącej mi osoby: Meine Frau ist sehr krank!!! Wir fahrren nach Krankenhaus! Gdy to usłyszeli i zobaczyli, zawołali głośno: Krank?! Shnell, shnell, fahren!. Szybko odeszli bojąc się zakażenia. Natychmiast odjechaliśmy, popędzając konia. I tak obeszło się bez rewizji i być może tragicznych następstw. Broń została dowieziona do miejsca przeznaczenia.
Po wkroczeniu na teren dowodzonego przeze mnie Ośrodka Konspiracyjnego armii niemieckiej za uciekającymi w bezładzie wojskami sowieckimi, program mego działania został poszerzony. Miał on na celu w głównej mierze przyśpieszenie
przygotowania jednostki zbrojnej do watki z nieprzyjacielem, osłabienie jego potencjału ekonomicznego oraz ciągłym jego niepokojeniu.
W tym celu specjalne grupy mego Ośrodka napadały na majątki ziemskie, będące pod zarządem niemieckim, zaopatrującym jego garnizony wojskowe w żywność. Rekwirowane produkty przeznaczone były na zakup broni i amunicji.
Na trasie Gródek - Radoszkowicze organizowano zasadzki na transporty i rekwirowano przetwory mleczne przeznaczone dla garnizonu wojsk niemieckich. Podobne działania były tak liczne, że nie sposób wszystkich tu wymienić.
Na początku 1942r. na terenie mego Ośrodka uaktywniły się ruchy sowieckich partyzantów. Oddziały te penetrując tereny, po drodze masowo rekwirowały trzodę chlewną, bydło, zboże, konie i inne wyposażenie. Rekwizycji takich dokonywały w głównej mierze w miejscowościach zamieszkałych przez Polaków.
Narastająca przemoc wobec tej ludności pozbawiała ją środków do życia. Te krzywdzące i niesprawiedliwe działania zmusiły mnie, w porozumieniu z Komendantem Obwodu, do zajęcia stanowiska w tej sprawie. Postanowiliśmy zainicjować rozmowy z u działem obu stron w Gródku. Ze strony polskiej udział wzięli: por. A. Zajkowski; Grot " - komendant, ks. W. Gogoliński "Wiktor", Tadeusz Konak "Tata" - kwatermistrz. Stronę sowiecką reprezentowali przedstawiciele Brygady im. Stalina z politrukiem Klewką na czele.
Zespół polski poddał surowej krytyce metody dokonywania rekwizycji przez oddziały sowieckie, które doprowadziły do takiej sytuacji, że znaczna część polskich gospodarstw rolnych została pozbawiona środków do życia. Strona sowiecka uznała zasadność zarzutów i zapewniła zaniechanie stosowania dotychczasowych praktyk.
Niestety, tak jak w szeregu innych przypadkach, również i tym razem nie dotrzymała swego zobowiązania i dalej kontynuowała wyniszczającą działalność przeciw ludności polskiej. Na tym tle często dochodziło do ostrych konfliktów pomiędzy Armią Krajową z jednej strony, a sowieckimi oddziałami partyzanckimi.
Jako wyszkolony żołnierz z dziedziny wojskowości, zdawałem sobie sprawę, że sukcesy w bojach osiąga dobrze uzbrojona i wyszkolona armia. Dlatego w swojej działalności poświęcałem dużo czasu na szkolenie przyszłych Akowców. Szkolenie
takie prowadziłem w Balcerach, gdzie były względnie sprzyjające warunki.
Pełnienie funkcji Komendanta Ośrodka na moim terenie, od samego początku było niezmiernie trudne i niebezpieczne. Porządku okupacyjnego pilnowała stacjonująca tu żandarmeria niemiecka oraz policja białoruska. Poważnym utrudnieniem było również środowisko nacjonalistów białoruskich, współpracujących z okupantem, zamieszkałych w rejonie Ośrodka.
Są uzasadnione przypuszczenia, że zainspirowali oni wrogim elementom "złożenia mi wizyty" w siedzibie mego Ośrodka. Otojej przebieg.
Na początku sierpnia 1943r. w późnych godzinach wieczornych przybył do mnie z terenu kolega z konspiracji. Z uwagi na pilne zadania, oczekujące nas w dniu następnym rozmowy na istniejące tematy ograniczyliśmy do minimum, poczym
ułożyliśmy się do snu. Około północy usłyszałem pukanie w okno i głośne wołanie - otwieraj!
Plany nasze zaczęły się komplikować. Za oknem zauważyłem uzbrojony oddział tak zwanych partyzantów sowieckich. "Wizyta" nieproszonych gości nie nastrajała mnie optymistycznie, gdyż znałem dobrze ich stosunek do ludności polskiej
w ogóle, a w szczególności do działaczy niepodległościowych, których nazywali wrogami narodu. Do mieszkania, będącego jednocześnie Ośrodkiem Konspiracyjnym, wtargnął dowódca grupy wraz z liczną zgrają. Zostałem oskarżony o przechowywanie szpiega. Sytuację pogorszyła nieznajomość języka rosyjskiego mego gościa, co jeszcze bardziej utwierdziło ich w słuszności oskarżenia. Po chwili zostałem wyprowadzony z pomieszczenia, poczym padły okrzyki: Razstrielat jeho sukinsyna!
Tylko dzięki dobrej znajomości języka rosyjskiego, potrafiłem przekonać ich, że podejrzanym "szpiegiem" jest nikt inny, jak zasłużony bojownik ruchu oporu, walczący z hitlerowskim okupantem, jednocześnie przypomniałem im o zasługach całego społeczeństwa polskiego, udzielającego pomocy żołnierzom rozbitych oddziałów Armii Czerwonej, którym udało się ujść z okrążenia niemieckiego w pierwszej fazie walk. Po mojej wypowiedzi, przybysze zaniechali pogróżek i po chwili opuścili mnie, pozostawiając własnemu losowi.
Przedstawiony wyżej incydent wskazywał, że zostałem "rozszyfrowany". W porozumieniu z Komendantem Obwodu, podjąłem decyzję zmiany lokalizacji Ośrodka. Z przyczyn ode mnie niezależnych, nie zdążyłem zrealizować zamiaru, a już w międzyczasie w połowie września 1943 r. żandarmeria niemiecka otrzymała drogą radiową rozkaz aresztowania: komendanta "Grota", ks. kapelana "Wiktora" i kwatermistrza "Tatę".
Wywiad AK przechwycił treść rozkazu i niezwłocznie zawiadomił wymienionych. Wszyscy trzej zdążyli opuścić miejsca pobytu przed przybyciem po nich, wykonawców rozkazu.
Dnia 25 września 1943r. o świcie, Niemcy i policja białoruska, otoczyli moje mieszkanie, Ośrodek Konspiracyjny, a następnie splądrowali i ograbili, lecz nie osiągnęli głównego celu, ponieważ "gruba ryba" wyślizgnęła się im z rąk.
Udałem się do punktu kontaktowego w miejscowości Pronczejków, gdzie oczekiwał na mnie Komendant Obwodu por. "Gajewski". Spotkanie to było pechowe. W czasie dyskusji, głównie na temat zaistniałej sytuacji i dalszych perspektyw walki, w późnych godzinach wieczornych, na podwórze zagrody wkroczył uzbrojony oddział sowiecki w sile około dwóch plutonów. Dowódca tego oddziału, w asyście kilku ludzi, wszedł do pomieszczenia naszego pobytu. Po krótkiej rozmowie nakazał nam w ciągu 30 minut przygotować się i dołączyć do podległego mu oddziału.
Usiłowaliśmy wyjaśnić, że jesteśmy Polakami i organizujemy własne, polskie oddziały partyzanckie i w najbliższych dniach znajdziemy się w ich szeregach. Żadnych motywów nie respektował. Zrozumieliśmy, że nieuchronnie zbliża się coś groźnego. Nagle za oknem usłyszeliśmy głośne wołanie: Stój! i kilka karabinowych strzałów. Przybysze natychmiast opuścili pomieszczenie, zostawiając nas własnemu losowi. Skorzystaliśmy z zamieszania i niezwłocznie wymknęliśmy się z "sideł".
Zgodnie z ustalonym planem działania, udałem się do miejscowości Karniutki, gdzie formowała się moja macierzysta jednostka zbrojna - 13. Brygada Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego i objąłem funkcję zastępcy dowódcy brygady. Funkcję tą sprawowałem do chwili rozwiązania jednostki.
W oddziale tym spotkałem mego współpracownika Ośrodka Henryka Raźniewskiego "Bosego", który poinformował mnie, że to on był uciekinierem w miejscowości Pronczejków, na którego wołano "stój" i oddano kilka strzałów. A więc sprawa się wyjaśniła. Ucieczka jego z niewoli, powodująca za mieszanie w szeregach nieprzyjaciela, uratowała mnie i mego kolegę od porwania i być może utraty życia.
Oto szczegóły tego incydentu.
W czasie, gdy chwilowo przebywałem w tej miejscowości, wieczorem z Mołodeczna wybrał się on w drogę do formującego się oddziału 13. Brygady AK. Na drodze marszu spotkali go sowieccy partyzanci, którzy usiłowali wcielić go do swego oddziału, a następnie po ustaleniu narodowości i celu podróży, dokonali rewizji osobistej. Zarekwirowali rewolwer, kilkadziesiąt sztuk amunicji oraz inny ekwipunek i razem z nim ruszyli w dalszą drogę. Był on traktowany jako jeniec i pieczołowicie pilnowany przez wyznaczonego konwojenta. Maszerując w tej grupie w nieznane, nie mógł się pogodzić z przemocą i niewolą nieuzasadnioną. Przy pierwszej nadarzającej się okazji postanowił zbiec. Niedługo musiał czekać, gdyż okazja taka nadarzyła się w czasie krótkiego postoju w Pronczejkowie. Korzystając z postoju, w chwili gdy dowódca porywaczy zobowiązywał mnie i por. "Gajweskiego" do szykowania się do wymarszu i dołączenia do jego oddziału, konwojent oparł swoją "dziesiątkę" - półautomatyczny karabin o ścianę stodoły. Funkcję pilnowania zatrzymanego powierzył partyzantce Nince, a następnie załatwiał potrzebę fizjologiczną. A więc nadeszła stosowna chwila ucieczki. Korzystając z chwilowej nieuwagi Ninki, błyskawicznie skoczył do ściany stodoły, chwycił za "dziesiątkę" i na ile sił starczyło, zmierzał do pobliskiego lasu pod osłoną nocy. Nie powstrzymały go okrzyki "stój" i oddane strzały. Za chwilę dopadł lasu i poczuł się bezpieczniejszy. Informację swą zakończył słowami: "Nie mogą mieć do mnie pretensji. Oni zabrali mi przemocą ciężko zdobyty rewolwer, amunicję i ekwipunek oraz zniewolili, a ja im zrewanżowałem się, zabierając półautomat i wyrwałem się z niewoli. Jesteśmy skwitowani. Teraz mając półautomat, mogę rozmawiać z nimi, jak równy".
Ten dzielny żołnierz niedługo cieszył się odzyskaną wolnością. Dwa miesiące później, tj. 1-go grudnia 1943r. poległ w Puszczy Nalibockiej, walcząc w szeregach 13. Brygady AK przeciw zdradziecko atakującemu oddziałowi sowieckiemu.
W połowie listopada 1943r, uprowadzony został przez sowiecki oddział partyzancki Kwatermistrz Obwodu Tadeusz Konak "Tata". Wiadome było, że stałą ich siedzibą była Puszcza Nalibocka, obejmująca wielkie trudno dostępne obszary, często poprzecinane mokradłami i bagnami. Zlokalizowanie ich obozu było bardzo trudne. Mimo to zapadła decyzja odszukania porywaczy i zażądania niezwłocznego uwolnienia uprowadzonego. Wypełnienia tej zaszczytnej i niebezpiecznej misji powierzono mnie. W realizacji tego zadania towarzyszyli mi dwaj doświadczeni żołnierze, dobrze znający tajniki Puszczy. Następnie przeanalizowałem dokładnie mające wyniknąć następstwa mojej wizyty i ruszyłem w drogę.
Po dwudniowych poszukiwaniach, z trudem udało się odnaleźć obóz i nawiązać kontakt z dowódcą drugiej strony. Następnie poinformowałem go o celu przybycia i zażądałem uwolnienia uprowadzonego. W odpowiedzi dowódca sowiecki
oświadczył, że nie może uwolnić Tadeusza Konaka, ponieważ wyjechał on z obozu, do którego nigdy nie wróci. A więc sprawa się wyjaśniła. Ponadto z uwagi na tajemnicę lokalizacji obozu, zabronił mi i towarzyszącym żołnierzom opuszczania tego miejsca. Zrozumiałem, że czeka nas los towarzysza broni, po którego przyjechaliśmy.
Wobec zagrożenia naszego życia, postanowiłem zbiec z towarzyszącymi mi osobami przy najbliższej nadarzającej się okazji. Przyczym uznałem, że realizacja takiego zamiaru nie cierpi zwłoki. O podjętej decyzji poinformowałem towarzyszących mi żołnierzy. Na realizację tej decyzji czekałem do zmroku. Przy sprzyjającej sytuacji, na umówiony znak, wszyscy trzej błyskawicznie znaleźliśmy się na koniach, które pogalopowały w stosownym kierunku.
W tym momencie słyszeliśmy jedynie szum wiatru, a w oddali okrzyki "stój!" i kilka karabinowych strzałów. Wkrótce zapadła jesienna ciemność nocy, a my podążaliśmy do swej macierzystej jednostki. Stopniowo mijało napięcie. Konie oraz jeźdźcy zmęczeni, spragnieni i głodni. Chwilowo nie było możliwości odpoczynku oraz zaspokojenia głodu i pragnienia.
Pogoda oraz wyjątkowa ciemna noc nie sprzyjały naszej podróży. Bez przerwy padał jesienny, listopadowy deszcz ze śniegiem, dodatkowo powodując dokuczliwość przemoknięcia i zmarznięcia. O świcie dotarliśmy na skraj puszczy. Przed nami, jak okiem sięgnąć, widok "spalonej ziemi" - efekt blokady Puszczy Nalibockiej, dokonanej przez Wermacht w lipcu i sierpniu 1943 roku. Jedynie w oddali widać było szczątki opuszczonej leśniczówki.
Wyrwane okna i drzwi, rozebrane piece oraz inna dewastacja budynku nie stanowiły przeszkody do zregenerowania tam naszych sił. Konie wprowadziliśmy do stajni i w pierwszej kolejności zatroszczyliśmy się o obrok, znajdujący się w stodole. Pomyśleliśmy również o sobie. Możliwości były skromne, lecz nie beznadziejne. Mieliśmy ze sobą przytroczonego do siodła prosiaka, ale brakowało chleba i soli. Rozpaliliśmy ognisko w największym pomieszczeniu zdewastowanej leśniczówki i na rożnach piekliśmy przysmak, który zajadaliśmy z wielkim apetytem. Przy płonącym ognisku wysuszyliśmy przemoknięte ubrania i niezwłocznie ruszyliśmy w dalszą drogę.
W świetle przedstawionego wyżej bezprawia, nie wystarczyła nam walka konspiracyjna. Nadszedł więc czas utworzenia argumentu siły przeciwstawiającej się rabunkom, gwałtom i innym zbrodniczym czynom nieprzyjaciela. Takim argumentem
była, między innymi, 13. Brygada Armii Krajowej Okręgu Wileńskiego powołana 1.09.1943 roku.
Spójrzmy więc na mój szlak bojowy przebyty w jej szeregach. Jako dowódca szedłem naprzód w bojach, ramię w ramię, z żołnierską bracią, bijąc wroga na wszystkich frontach. Nie załamywałem się, gdy ponosiłem porażki. Oto pola bitwy.

1. Małe

We wrześniu 1943r. 13. Brygada rozbiła dużą mleczarnię i punkt kontyngentowy w Podbrzozach, stanowiący zaopatrzenie wojsk niemieckich. Zdobycz częściowo zabrano dla potrzeb własnych, a nadwyżkę sprezentowano miejscowej ludności.
Dowództwo niemieckie ujawniło miejsce wypoczynku i wysłało ekspedycję, która zaatakowała 13. Brygadę w miejscowości Filipany. Obrona była bardzo trudna, gdyż ogień z broni maszynowej nieprzyjaciela paraliżował wszelkie ruchy żołnierzy AK. Mimo dużej przewagi osobowej nieprzyjaciela i jakości sprzętu, Brygada stanowiła zacięty opór. W międzyczasie do pomocy Niemcom nadciągnęła tyraliera policji litewskiej. Widząc to, po pięciogodzinnych zmaganiach, 13. Brygada wycofała się z walki i przeszła w bezpieczne miejsce. W bitwie tej po stronie własnej polegli:
- Dowódca Brygady pchor. Tadeusz Borowiński Świt";
- pchor. Zbigniew Chociłowski "Zawzięty";
- Marian Turek "Szary";
- Bolesław Odachowski "Czarny".
Zostali oni pochowani we wspólnym grobie pod dębem w Filipinach.
Ranni zostali:
- Witold Stankiewicz "Halwit";
- Adam Radkiewicz "Ryś";
- Czesław Łaszkiewicz "Żbik". Strat nieprzyjaciela nie udało się ustalić.

2. Puszcza Nalibocka

W pierwszej połowie października 1943r. 13. Brygada AK udała się do Puszczy Nalibockiej, gdzie zbudowała obóz wypoczynkowy. Jednocześnie kontynuowała szkolenie kadr. 1 -go grudnia 1943r. oddział sowiecki usiłował rozbić 13.
Brygadę przejściowo stacjonującą w puszczy. Dzięki zdecydowanej obronie zamiar przeciwnika nie powiódł się, mimo posiadania zdecydowanej przewagi w ludziach i uzbrojeniu.
13. Brygada przerwała okrążenie, a następnie przeszła w puszczańskie bagna i trzęsawiska. Ogromnym wysiłkiem przedostała się na skraj puszczy i stopniowo przemieszczała się w rejon Rakowa. W walce obronnej, po stronie własnej,
poległ Henryk Rzeźniewski "Bosy". Został pochowany na cmentarzu kościelnym w Derewnie. Ranny został ppor. Adam Walczak "Nietoperz". Strat nieprzyjaciela nie udało się ustalić.

3. Derewno

W czasie, gdy 13. Brygada toczyła ciężki bój w Puszczy Nalibockiej, placówka jej została zaatakowana przez sowietów w Derewnie. Rano 1-go grudnia 1943r. do miasteczka położonego na skraju Puszczy Nalibockiej wkroczyła w szyku zwartym dobrze uzbrojona grupa partyzantów sowieckich w sile około dwóch kompanii.
Derewno było jakby swoistą stolicą partyzantów różnych ugrupowań i przynależności. Do chwili wkroczenia tego oddziału, nie notowano poważniejszych konfliktów pomiędzy oddziałami polskimi i sowieckimi. Dlatego wkroczenie sowieckich oddziałów do tego miasteczka nie wzbudziło żadnych negatywnych przesłanek i było traktowane jako normalne zjawisko. Okazało się, że mniemanie takie było błędne. Oddział sowiecki wkroczył do Derewna w złowrogim celu - rozbicia i rozbrojenia napotkanych tam jednostek Armii Krajowej, a w tym placówki 13. Brygady. Po chwili spotkał czterech żołnierzy AK i zażądał oddania broni. Gdy oni odmówili, padły strzały ze strony sowieckiej, zabijając wszystkich czterech Polaków.
Wywiązała się walka. Z wielkim trudem udało się utrzymać stanowiska obronne do chwili nadejścia pomocy 27-go pułku ułanów chor. Zdzisława Nurkiewicza "Noc". Wszystkie chwilowo stacjonujące jednostki w Derewnie połączyły się i w walce z nieprzyjacielem opanowały miasteczko. W toku walki oddziały AK, a w tym placówka 13. Brygady, zrealizowały założone zadania - odbiły jeńców, zdobyły znaczną ilość broni i amunicji, wieczorem przeszły na nowe bezpieczniejsze miejsce postoju niedaleko Derewna .
W toku walk sprawa zdradzieckieg o ataku sowieckiego została wyjaśniona. U wziętego do niewoli partyzanta sowieckiego wyjęto z kieszeni rozkaz bojowy komendanta brygady im. Stalina - następującej treści:
"Rozkaz bojowy do Komendantów i Komisarzy oddziałów partyzanckich Brygady im. Stalina 30 listopada I 943r. - godzina 15. W wykonaniu rozkazu Naczelnika Głównego Sztabu ruchu partyzanckiego przy Kwaterze Naczelnego Dowództwa Czerwonej Armii gen. lejt. Ponomarenki i upoważnionego Głównego Sztabu Ruchu Partyzanckiego na kwaterze Naczelnego Dowództwa WKB (B) Buranowickiego Okręgu gen. mjr. Płatonowa, w dniu 1 -go grudnia 1943r. ogłosić punktualnie o godzinie 7-mej rano, by we wszystkich zajętych punktach regionu przystąpić do osobistego rozbrajania wszystkich polskich legionistów (partyzantów). Odebraną broń i dokumenty zarejestrować, a zespół legionistów razem z odebraną bronią dostarczyć do polskiego obozu Miłaszewskiego w rejonie wsi Niestorowicze, iwienickiego rejonu. W razie oporu w czasie rozbrajania ze strony legionistów (partyzantów) rozstrzeliwać na miejscu.
Z chwilą otrzymania niniejszego rozkazu, natychmiast należy go rozesłać ściśle poufnymi listami do wykonania w rejony operacyjne waszych grup, kompanii i plutonów ze zleceniem wykonania niniejszego rozkazu. Rozkaz należy utrzymać w ścisłej tajemnicy. Za ujawnienie tego rozkazu z jakichkolwiek powodów, będą osobiście odpowiedzialni dowódcy oddziałów.
- Komendant Brygady im. Stalina /-/ płk. Gulewicz.
- Naczelnik Sztabu Brygady im. Stalina /-/ ppłk. Karpow.
- Egzemplarz Nr. 1 - do akt;
- Egzemplarz Nr. 2 i 3 - do akt Oddziału im. Bolszewika;
- Egzemplarz Nr. 4 i 5 - Oddział im. Suworowa;
- Egzemplarz Nr. 6 i 7 - Oddział im. Czapajewa;
- Egzemplarz Nr. 8 - Oddział im. Budionnego;
- Egzemplarz Nr. 9 - Oddział im. Rysaka;
- Egzemplarz Nr. 10 - Oddział im. Rewolucji Październikowej.
MP (Okrągła pieczęć Brygady im. Stalina)"

Ww. rozkaz został wydany w oparciu o treść Uchwały Komitetu Centralnego KP Białorusi, która została opublikowana w książce pt. Sowietskije Partizany na stronie 495 wydanej w 1964 r. przez Państwowe Wydawnictwo Polityczne w Moskwie.

4. Duszków.

W połowie grudnia 1943r. 13. Brygada, będąc na wypoczynku w Duszkowie. ponownie została zaatakowana przez znaczne siły sowieckie. I tym razem zdecydowana obrona odparła atak nieprzyjaciela, który po kilkugodzinnej walce, wycofał się ponosząc znaczne straty.
Po stronie własnej ranny został Komendant Obwodu por. "Gajewski".

13 Brygada Wilenska
Styczeń 1944 r. Zwiad narciarski. Aleksander Zajkowski "Grot",
Zbigniew Łaszkiewicz " Młodzik", Czesław Korsak "Cześ", Antoni
Rymsza "Smrek" i inni.

5. Dubosze.

Wieś zamieszkała przez ludność polską, do której w połowie stycznia 1944r. w nocy wkroczyli sowieccy partyzanci w sile około dwóch kompanii w celu dokonania rabunku żywności oraz innego wyposażenia. Ładowali na podwody trzodę chlewną, zabierali konie, krowy, a także artykuły żywnościowe przygotowane przez ludność na zimę. Ogółem można by określić, że ogołocili mieszkańców wsi, nie pozostawiając im środków do życia. Zbieg okoliczności sprawił, że w końcowej fazie ich "gospodarowania" w rejonie tej miejscowości znalazłem się z jednym plutonem 13. Brygady i spotkałem kilku jej mieszkańców. Zwrócili się do mnie o pomoc w odzyskaniu zagrabionego mienia. Przychyliłem się do ich prośby i niezwłocznie wydałem rozkaz ataku na rabusiów. Walka trwała około dwóch godzin. W miarę zbliżania się do wsi i manewru jej okrążenia, w szeregach przeciwnika zapanowała panika i bezładna ucieczka. Zbiegł pośpiesznie z pola walki, pozostawiając łup, a także znaczną część własnego sprzętu. Byt mieszkańców Duboszy został zapewniony. Entuzjazm ich nie miał granic. Gorąco dziękując swym obrońcom, przyrzekli dozgonną wdzięczność Armii Krajowej. W uznaniu zasług, na koncentracji 3-go Zgrupowania AK Okręgu Wileńskiego, rozkazem nr 32/1 Komendanta Okręgu Wileńskiego gen. Aleksandra Krzyżanowskiego "Wilka" z dnia 3-go maja 1944r. zostałem odznaczony Krzyżem Walecznych. Aktu dekoracji dokonał gen. "Wilk" będąc na inspekcji Zgrupowania w miejscowości Darże.

13 Brygada Wilenska
Raków. Styczeń 1944 r. Stoją od lewej, rząd górny: Aleksander Zajkowski "Grot", NN, Adam Astramowicz "Bogdan". Rząd dolny: Władysaw Sałata "Łazik", Wacław Krupowies "Krup", Adam Walczak "Nietoperz", pozostali NN.

6. Zabrzezie.

Dnia 11 marca 1944r. 13. Brygada otrzymała rozkaz wykonania wyroku śmierci na konfidencie niemieckim Piotrze Paszkowskim, mieszkańcu Zabrzezia. Wykonanie rozkazu miało nastąpić w jego zakładzie fotograficznym. Akcją dowodził Komendant Brygady pchor. Andrzej Kutzner "Mały". W momencie gdy zmierzał on w asyście zwiadowcy "Kusego" do celu, obaj ubrani w strój wiejski, niespodziewanie wpadli w zasadzkę. Dramatycznie potoczyły się losy "Małego ". Został ciężko ranny. Widząc beznadziejną sytuację, zdetonował granat i zginął na miejscu. Towarzyszący mu "Kusy" szczęśliwie wycofał się do oddziału ubezpieczającego akcję. W czasie wymiany ognia ranny został Komendant Obwodu por. "Gajewski" .Nie widząc szans powodzenia, 13. Brygada wycofała się w rejon Zabrzezia. Strat nieprzyjaciela nie udało się ustalić. Rannego Komendanta Obwodu przewieziono do Olchówki, gdzie przebywał pod troskliwa opieką lekarza. Pogrzebem "Małego" zajęła się konspiracja.

7. Krewo.

Z upływem czas u 13. Brygada AK stała się prężną jednostką bojową, zdolną do prowadzenia nie tylko walk obronnych, lecz także ofensywnych. W rozrachunku z nieprzyjacielem przejawiała wielką aktywność.
Dowódca 3-go Zgrupowania postawił jej zadanie: rozbicie garnizonu nieprzyjaciela i wyzwolenie historycznego miasta Krewo. W nocy z 15-go na 16-go marca 1944r. 13. Brygada ruszyła do ataku. W toku rozwoju sytuacji nieprzyjaciel nie widząc szans prowadzenia obrony, poddał się. Natarcie doprowadziło do osiągnięcia zamierzonego celu bez strat własnych w ludziach i w sprzęcie. Załogę garnizonu stanowili Niemcy i Litwini w sile około dwóch plutonów. Nakazano im nie tylko opuszczenie Krewa, lecz także terenu Polski. Jednocześnie uprzedzono, że w wypadku ujawnienia ich wrogiej działalności przeciwko narodowi polskiemu zostaną surowo ukarani.
Zdobytą broń, amunicję, sprzęt wojskowy oraz inne wyposażenie przekazano do dozbrojenia 8. i 12. Brygadzie. Ponadto zdobyto wielkie magazyny zboża, cukru i soli, które zatrzymano na potrzeby własne zgrupowania, a nadwyżkę przekazano w darze okolicznej ludności. Te deficytowe artykuły żywnościowe w owym czasie były drogocenne i stanowiły częściową rekompensatę za rabunki rekwizycje dokonywane przez okupanta.
Zwycięska bitwa o Krewo zmobilizowała 13. Brygadę do dalszego wyrównywania krzywd za miliony Polaków poległych i pomordowanych, za spalone wsie i miasta. Na tym nie zaprzestano ofensywy. Była kontynuowana dalej z pozytywnymi skutkami.

8. Romejkiszki.

Będąc na wypoczynku we wsi Wielkie Wojsznaryszki, w końcu marca 1944r., 13. Brygada zaobserwowała w pobliskim majątku Romejkiszki ruch nieustalonego oddziału wojska. Wkrótce niewiadoma przestała być tajemnicą. Rozpoznano tam
oddział Wehrmachtu, który przyjechał do dworu w celu rekwizycji ziemniaków.
13. Brygada niezwłocznie podjęła działanie. Uformowała tyralierę i w skryciu wyruszyła w kierunku nieprzyjaciela. Oddział Wehrmachtu zauważył nacierających żołnierzy AK, zostawił przygotowane ziemniaki do załadunku i w pośpiechu
wycofał się w kierunku Holszan, do swojej bazy.
Jak widzimy, nie jest to odosobniony przykład obrony ludności przed rabunkami. Przykładów takich można by podać więcej. Trzynasta Brygada chroniła ludność jak źrenicy oka. Nie była obojętna na rabunki, rekwizycje, gwałty i inne złowrogie działania.

9. Łostojańce.

W nocy z 18-go na 19-go kwietnia 1944r. 13. Brygada uderzyła na jednostkę frontową Wehrmachtu stacjonującą w miejscowości Łostojańce. Natrafiła tam na zacięty opór nieprzyjaciela. Silny napór zmusił go do wycofania się z zajmowanej miejscowości.
Nowa linia jego obrony na rozbudowanych węzłach, składających się z bunkrów i innych umocnień w rejonie posterunku ochrony kolei oraz przy magazynach, spowodowała wprowadzenie do walki wielkiej ilość broni maszynowej. Mimo, że wieś została zdobyta, to jednak zmasowana siła jego ognia uniemożliwiały podejścia i opanowania bunkrów oraz innych obiektów, a także znajdujących się tam żołnierzy Wehrmachtu.
W tej sytuacji, po głębszej analizie, Brygada zaniechała dalszego ataku i przeszła do uprzednio ustalonego miejsca na wypoczynek, do miejscowości Giejstuny. Przed wycofaniem się z walki, spenetrowała opuszczone w pośpiechu kwatery nieprzyjaciela, skąd zabrała sprzęt wojskowy, a pozostałe wyposażenie zniszczyła.
W bitwie tej po stronie własnej ranny został Stefan Paprocki "Stefan" oraz Stanisław Bożko "Mikrus", który na skutek odniesionych ran zmarł. Strat wroga nie udało się ustalić.

1O. Sienkowszczyzna.

Dość szybko rosły szeregi Armii Krajowej na Wileńszczyźnie. Niemcy nie byli w stanie zapobiec jej rozwojowi i destrukcyjnym działaniom. Szef policji na Ostland powołał litewskie nacjonalistyczne formacje wojskowe pod nazwą
Litewskie Wojska Terytorialne pod dowództwem byłego generała litewskiej armii Ponkasa Plechaviciusa. Dowódca Okręgu Wileńskiego AK gen. Aleksander Krzyżanowski "Wilk" ostrzegł Plechaviciusa, że zamierzona akcja litewskiego korpusu spotka zdecydowaną kontrakcję ze strony Armii Krajowej i zaproponował mu współpracę przeciwko Niemcom. Plechavicius odrzucił propozycję.
W krótkim czasie utworzył dwanaście batalionów litewskich, liczących ogółem około dwanaście tysięcy ludzi. Głównym celem działania miało być zwalczanie Armii Krajowej i terroryzowanie ludnościpolskiej. W odpowiedzi oddziały AK podjęły skuteczne kontrakcje.
Dnia 6 maja 1944r. kolumna wojsk litewskich w sile batalionu wkroczyła do wsi Sieńkowszczyzna zamieszkałą przez ludność polską, gdzie rozpoczęła terrorystyczne działania wobec ludności tam zamieszkałej. Wzniecony pożar budynku
mieszkalnego oraz przywiązywanie mężczyzn do wozów wskazywało, że wkroczenie nieprzyjaciela było w złych zamiarach.
Nieopodal tego miejsca w Graużyszkach, stacjonowała na krótkim wypoczynku 13. Brygada AK. Obserwujqc to, niezwłocznie uderzyła na nieprzyjaciela. Wywiązała się zacięta walka. Litwini nie wytrzymali naporu AK i w bezładnej panice zbiegli, pozostawiając na polu walki wielu zabitych i rannych. Po stronie własnej ciężko ranny w głowę został celowniczy ckm kpr. Jan Strach "Mameluk". Nie wszystkim uczestnikom terroru udało się zbiec. Kilkudziesięciu dostało się do niewoli. W bitwie tej zdobyto znaczną ilość broni, amunicji oraz innego sprzętu wojskowego. Tabor zatrzymano do potrzeb własnych, natomiast nadwyżkę przekazano miejscowej ludności.

11. Tołminowo.

Po sukcesie w Sienkowszczyżnie, działania bojowe 13. Brygady AK potoczyły się błyskawicznie. Dnia 13 maja 1944r. postawiono jej zadanie rozbicia i rozbrojenia garnizonu litewskiego stacjonującego w Tołminowie. W wymienionym dniu Brygada ruszyła do natarcia. Akcja potoczyła się pomyślnie. Po zaciętej obronie nieprzyjaciel poddał się.
Zdobyto znaczną ilość broni, amunicji i sprzętu. W akcji poległ dowódca zwiadu pchor. Mirosław Bukowski "Bończa". Został pochowany na cmentarzu w Graużyszkach. Rozbrojeni jeńcy oraz ranni i polegli żołnierze przeciwnika zostali odprowadzeni pod Oszmianę i tam pozostawieni.
Nieustanne akcje bojowe AK, a w tym 13. Brygady, doprowadziły pozostałą część oddziałów litewskich do rozkładu wewnętrznego, upadku wartości bojowej i masowej dezercji. Jak się okazało powołanie nacjonalistycznych formacji litewskich niespełniło nadziei okupanta, wskutek tego zdecydował się on na rozwiązanie reszty jednostek, a samego Plechaviciusa uwięził za nieudolność.
Realizacja założeń Dowództwa Wileńskiego dała pożądane wyniki. W ten sposób osiągnięto większą swobodę działania. Pojawienie się i w dość szybkim tempie okrzepnięcie oddziałów zbrojnych AK, a w tym 13. Brygady, pozwoliło na skuteczne rozbijanie hitlerowskiego aparatu terroru, zachwiało jego stabilizację i zmusiło go do szukania środków zaradczych. W toku walk nie wszędzie udało się 13. Brygadzie wyzwolić zamierzone tereny, ale wkrótce wiele z nich zostało opuszczonych przez okupanta. Minął czas, w którym pojawienie się hordy hitlerowskiej lub stalinowskiej w okolicznych miastach i wsiach wzbudzało grozę mieszkańców.
Do wyzwolonych terenów nieprzyjaciele nie odważyli się ponownie wprowadzić swych garnizonów. Tereny te znalazły się pod zarządami Armii Krajowej. Zależność ich od administracji okupantów została zerwana. Ludność okoliczna odetchnęła pełną piersią.

12. Bukówko.

Dnia 29 maja 1944r. 13. Brygada posuwała się w szyku bojowym na trasie Klewica - Biernakonie. W rejonie folwarku Bukówko szperacze natknęli się na zasadzkę dużych sił partyzantów sowieckich. Nastąpiła wymiana strzałów. W międzyczasie Brygada rozwinęła się w tyralierę i rozpoczęła natarcie na pozycje nieprzyjaciela. Przeważające jego siły oraz ogień z broni automatycznej chwilowo zatrzymały natarcie. Ocena ukształtowania terenu, w jakim znalazły się strony, wypadła na korzyść nieprzyjaciela.
Zaszła konieczność zmiany taktyki natarcia. Padł rozkaz dokonania manewru okrążającego nieprzyjaciela i przedostania się na jego zaplecze. Decyzja była słuszna. Jednostka sowiecka, widząc niebezpieczeństwo, pośpiesznie wycofała się z pola walki i przeszła do lasów, na południe od Klewicy. Na placu boju zostawiła dwa karabiny i wielką ilość amunicji.
W walce poległ kpr. Zbigniew Dudek "Zuch" oraz zwiadowca "Blok".
Zostali oni pochowani w Dziewieniszkach. Strat wroga nie udało się ustalić. Jak podawali okoliczni mieszkańcy, oddział sowiecki liczył około 800 partyzantów i przemieszczał się z Puszczy Nalibockiej do Puszczy Rudnickiej. Jak widzimy z przedstawionego przebiegu walk, nie był to odosobniony przypadek napadu partyzantów sowieckich na 13. Brygadę Armii krajowej.

13. Wilno.

W nocy z 6 na 7 lipca 1944r. jednostki Armii Krajowej, a w tym i 13. Brygada uderzyły na Wilno, natrafiając wszędzie na zacięty opór nieprzyjaciela. Gęsto padali zabici i ranni, mimo to tyraliera szła do przodu. Pozycje wroga były ufortyfikowane, oparte na żelbetowych bunkrach oraz betonowych schronach bojowych. W rejonie torów kolejowych nieprzyjaciel wprowadził pociąg pancerny. Ponadto uruchomił samoloty z pobliskiego lotniska na Porubanku. Mimo zacię tego oporu nieprzyjaciela, Armia Krajowa już w początkowej fazie walki odnosiła sukcesy.
Podczas, gdy z 6 na 7 lipca 1944r. trwało natarcie oddziałów AK na Wilno, rozpoczął działania wewnątrz miasta oddział konspiracyjny dzielnicy Kawaleryjskiej kapitana Bolesława Zagórnego "Jana". Podejmował on w mieście szereg akcji bojowych. Zdobył magazyny, a w nich broń, amunicję, leki i żywność. Opanował wzgórze Szeszkinie, przy czym zdobył kilka lekkich tankietek oraz inny sprzęt wojskowy. Ponadto zdobył bunkier przy ulicy Subocz.
Dnia 8 lipca 1944 r. do wykonania zadań gotowa była również Kompania Marszowa Dzielnicy "D" kapitana Józefa Grzesiaka "Kmity " oraz Zgrupowanie Szarych Szeregów. Zajęły one gmach byłego starostwa i zdobyły dużą ilość broni i amunicji. W działaniach tych poniosły duże straty.
Dnia 13 lipca 1944r. Oddział Osłonowy dowództwa dzielnicy "D" zatknął polską flagę biało-czerwoną na Górze Zamkowej, która symbolizowała przynależność Ziemi Wileńskiej i jej stolicy Wilna do Rzeczypospolitej. Flagę zatknął Jerzy Jensz "Krepdeszyn". Podczas zejścia z góry został ranny.
A tak Armii Krajowej na Wilno oraz walka wyzwoleńcza udowodniły, że żołnierz jej nie stał z bronią u nogi, jak to głosiła i dalej głosi wroga propaganda. Żadna organizacja zbrojna w Polsce i w świecie nie może poszczycić się tak aktywną i skuteczną walką, jaką prowadziła Armia Krajowa.
W czasie Operacji Wileńskiej pod kryptonimem "Ostra Brama" na teren Wileńszczyzny wkroczyła armia sowiecka Trzeciego Frontu Białoruskiego dowodzona przez generała Czerniachwskiego. Bieg wydarzeń sprawił, że Armia Krajowa nie mogła dalej realizować swojej koncepcji walki, lecz została wciągnięta do wspólnej ofensywy na Wilno. We wspólnej walce wykazała wielką aktywność. Wzięła do niewoli wielu oficerów i żołnierzy przeciwnika, zdobyła broń, amunicję i sprzęt wojskowy. Rozbroiła pojedyńcze jednostki niemieckie pośpiesznie uchodzące na zachód, chroniła mosty przed zniszczeniem, atakowała pociągi niemieckie transportujące sprzęt wojskowy, żywność i inne materiały.
Dowódca Okręgu Wileńskiego i Nowogródzkiego Armii Krajowej gen. Aleksander Krzyżanowsk : "Wilk" dążył do przyjaznych stosunków ze Związkiem Radzieckim oraz wykazywał wolę szczerej współpracy na polu walki z dowódcą Trzeciego Frontu Białoruskiego gen. Czerniachowskim. Niestety, nie znalazł właściwej oceny ze strony drugiej.
Dnia 17 lipca 1944.r został zaproszony w celu rzekomego omówienia zasad współdziałania w walce z Niemcami. Gen. Czerniachowski łamiąc prawo międzynarodowe, wydał rozkaz aresztowania go i osadzeniu w więzieniu na Łukiszkach,
w Wilnie.
Od tej chwili tragicznie potoczyły się losy Armii Krajowej, walczącej na tym terenie. W rejonie jej koncentracji grupowały się jednostki armii sowieckiej i NKWD. 13. Brygada postanowiła walczyć dalej. Dnia 21 lipca 1944r. dotarła do Puszczy Rudnickiej i czyniła przygotowania do marszu w kierunku Warszawy z zamiarem uczestniczenia, w zbliżającym się Powstaniu Warszawskim. Zamiaru swego nie mogła zrealizować, ponieważ jednostki wojsk sowieckich oraz NKWD
zacieśniały pierścień okrążający, żądając złożenia broni. Przerwanie okrążenia nie rokowało powodzenia.
W tej sytuacji zmuszeni byliśmy zmienić kierunek marszu na wschód. Maszerując pod konwojem, ciężko przeżyłem trudny do wyobrażenia dramat. Po całodziennym, wyczerpującym do granic ludzkiej wytrzymałości marszu, zbliżał się wieczór. Nad brzegiem, obok płynącej rzeki, ustawiono kuchnię polową. Ugotowany posiłek ze stęchłej mąki, zalanej rzeczną wodą, charakteryzował się przykrym smakiem i odrażającym zapachem. Nazajutrz, wczesnym rankiem, po zewidencjonowaniu oficerów AK kolumna ruszyła na wschód. Na "czarną listę oficerską" trafiłem również ja. Tajemniczy rozwój wydarzeń wokół oficerów nie budził we mnie optymizmu i był sygnałem do ucieczki.
Przy pierwszej nadarzającej się okazji postanowiłem zbiec. Realizacja zamierzenia była bardzo trudna z uwagi na zagęszczony szpaler konwojentów otaczających kolumnę marszową. Okazja taka nadarzyła się w czasie krótkiego postoju na skraju wsi Michałowo, oddalonej około 7 km od Miednik - przejściowego obozu jeńców Armii Krajowej.
Korzystając z chwilowej nieuwagi konwojentów, błyskawicznie skoczyłem przez płot do pobliskiego ogrodu warzywnego, a następnie ukryłem się w obok stojącej oborze, gdzie ulokowałem się na strychu wypełnionym słomą. Stamtąd przez szczeliny szczytu obserwowałem dalszy bieg wydarzeń. Identycznie, na mój sygnał, zachowali się dwaj żołnierze z mojej jednostki.
Nadeszła chwila kontynuowania marszu. Dowódca konwoju zarządził uformowanie kolumny. Nagle rozpoczęła się nerwowa bieganina konwojentów i penetracja wsi, lecz bez powodzenia. Po chwili kolumna ruszyła w dalszą drogę, na wschód. Odetchnąłem z ulgą. Obserwując tę nerwową atmosferę, domyśliłem się, że jestem poszukiwany. Upewniło mnie to w przekonaniu, ponieważ dowódca konwoju znał mnie osobiście i dlatego zauważył nieobecność.
Dnia 14 i 15 lipca 1944r. zjawiał się on w miejscu czasowego postoju 13. Brygady, we wsi Doubiany koło Wilna. Dzięki dobrej znajomości języka rosyjskiego oraz z racji pełnionej funkcji, byłem upoważniony do prowadzenia z nim rozmów.
Chodziło głównie o stan liczebny i uzbrojenie 13. Brygady, źródło zaopatrzenia w żywność i odbyte walki. Dwukrotnie odjechał, nie uzyskując żadnych informacji.
Z chwilą mojej ucieczki z niewoli, rozpoczął się nowy etap walki, tym razem walki o byt i przetrwanie, o adaptację do nowych warunków działania, o psychiczną odporność. Znalazłem się prawie na linii frontu. Wokół pełno sowieckich jednostekfrontowych i maruderów rozbitych oddziałów niemieckich. W takich okolicznościach, nie mając żadnych dokumentów i broni, szybko można było przypłacić życiem. Przeciskając się przez takie przeszkody, szukałem bezpiecznego miejsca.
W ciężkich chwilach tego okresu podała mi rękę pewna patriotyczna polska rodzina, która w tajemnicy udostępniła do mojej dyspozycji stodołę, narażając się na niebezpieczeństwo surowych represji ze strony NKWD. Niedługo cieszyłem się
gościnnością. Po krótko trwałym pobycie, stodoła niespodziewanie została okrążona przez funkcjonariuszy NKWD. Oświadczyli gospodarzowi, że szukają "sukinsyna polskaho pałkownika", którego on przechowuje. Tylko zbieg okoliczności
uchronił mnie od schwytania, ponieważ w tym czasie przebywałem poza gościnnym miejscem tymczasowego pobytu.
Wyjście z tej niebezpiecznej sytuacji upatrywałem poprzez niezwłoczne opuszczenie tego miejsca i podjęcie pracy na innym terenie. Wydawało się, że zamiar mój zostanie uwieńczony powodzeniem. Zostałem zaangażowany jako nauczyciel i skierowany do miejscowości Jakiesztany pow. Oszmiana, zamieszkałej przez ludność białoruską. Niestety, na miejscu skomplikowały się sprawy mieszkaniowe i żywnościowe. W całej wsi znalazł się jeden "wspaniałomyślny" gospodarz, który zezwolił mi zamieszkać w stodole. Umeblowaniem tego lokalu był jedynie wóz drabiniasty, zastępujący tapczan do spania. W tej sytuacji, po dwudniowym pobycie, postanowiłem opuścić środowisko, w jakim się znalazłem przypadkowo. Musiałem zniknąć z horyzontu więc udałem się w dalszą drogę. Po kilkudniowej wędrówce dotarłem do Święcian, gdzie poznałem dyrektora Polskiego Gimnazjum w Podbrodziu. Po krótkiej wymianie zdań, wiedzieliśmy dużo o sobie.
W niedalekiej przeszłości był on żołnierzem Armii Krajowej Brygady por. Antoniego Burzyńskiego "Kmicica". Los sprawił, że spotkanie to chwilowo rozwiązało problem mojej beznadziejnej tułaczki. Wkrótce, spotkany towarzysz broni, wręczył mi angaż na nauczyciela Polskiego Gimnazjum w Podbrodziu k. Wilna, skąd po roku pracy, jesienią 1945r. jako repatriant wyjechałem na Ziemie Odzyskane.
Znane są losy żołnierzy AK powracających z pól bitewnych do kraju. Ci którzy wrócili ze zrujnowanym zdrowiem, zapełnili więzienia i cmentarze. Inni przeszli gehennę poniżających przesłuchań, których mnie również nie udało się uniknąć. Wszyscy oni cierpieli i niewinnie ginęli z rąk oprawców tylko dlatego, że nie żałowali krwi i życia w obronie Ojczyzny.
Kiedy wracam myślami do owych ciężkich, a często tragicznych chwil, to mimo upływu dziesięcioleci, jeszcze teraz żywo mam w pamięci radość sukcesów i gorycz porażek. Patrzę na przebytą drogę z myślą o tym, by z własnych, bogatych
doświadczeń wyprowadzić właściwe wnioski.
Chwała bohaterskim żołnierzom Armii Krajowej, walczącym o wyzwolenie Ojczyzny. Wnieśli oni znaczny wkład do walki z okupantem. W zmaganiach z przeciwnościami wykazali nieugiętą postawę wobec nieprzyjaciela oraz gotowość oddania
Ojczyźnie tego, co jest najdroższe - życia.
Wielu z nich poległo bohaterską śmiercią na polu chwały, wielu zostało zamordowanych i zakatowanych.
Pamięć o nich pozostanie wiecznie w sercach i umysłach towarzyszy broni, najbliższych i przyjaciół.
Cześć ich pamięci!

[Została zachowana oryginalna pisownia, ortografia i styl.]