Dowgwillo_kop

Witamyblok wit|blok witNazwiskoblok wit|blok witHerbblok wit|blok witGenealogiablok wit|blok witKoligacjeblok wit|blok witAlbumy i wspomnieniablok wit|blok witHonor i Ojczyzna
Zdjęcia bezdomneblok wit| blok witAktualnościblok wit|blok witWarto przeczytaćblok wit|blok witWarto zobaczyćblok wit|blok witŻołnierze Wyklęciblok wit|blok witMatki Polkiblok wit
Polskie Kresyblok wit|blok witLekcja historiiblok wit|blok witŚpiewnik wileńskiblok wit|blok witPolecane witrynyblok wit|blok witBiblioteka

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Muzeum Polin zbudowano na szczątkach ludzkich KL Warschau.

Nad tym aby KL Warschau nie znalazł właściwego miejsca w historii Polski, w tym oczywiście historii naszej stolicy pracuje wielu historyków. Kiedy w 1998 roku powstał IPN można było przypuszczać, że to jedynie kwestia czasu i dowiemy się coś więcej na temat tego tragicznego miejsca Warszawy.

Po śmierci sędzi Marii Trzcińskiej, osoby najlepiej znającej historię KL Warschau Hanna Mierzejewska napisała:
(…) Sędzia Maria Trzcińska, (…) ponad 30 lat pracowała na rzecz upamiętnienia największego ludobójstwa dokonanego w Warszawie przez Niemców. Najpierw badała tę zbrodnię jako pracownik Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w Instytucie Pamięci Narodowej, po przejściu na emeryturę z wielką determinacją kontynuowała badanie i popularyzację tej zbrodni do ostatnich dni swego życia.

Początkowo prowadziła śledztwa w sprawie egzekucji ulicznych dokonywanych przez Niemców w Warszawie i te badania naprowadziły Ją na ślad KL-Warschau. Spisy straconych tam ludzi nie istniały. Maria Trzcińska w badaniach wychodziła od danych, które podał w czasie powojennego procesu dowódca SS i policji w Warszawie Otto Paul Geibl. Powiedział on, że w KL-Warschau tracono około 400 więźniów na dobę, prawie wyłącznie Polaków, gdyż Żydów po likwidacji getta było niewielu.

Sędzia Maria Trzcińska przyjęła, że w ciągu dwóch lat ludobójczego działania obozu w KL-Warschau Niemcy wymordowali przynajmniej 200 tys. Polaków. Obliczenia te były i są podważane, choć oficjalne statystyki potwierdzają, że właśnie tylu warszawiaków zaginęło bez śladu w czasie okupacji.

Maria Trzcińska miała wiele oryginalnych dokumentów, które dowodziły, że Polacy byli poddawani masowej zagładzie. Wyniki swoich badań przekazała w 1995 r. do niemieckiej prokuratury w Monachium. Wydała też książkę „Obóz zagłady w CENTRUM WARSZAWY KL Warschau”, w której opublikowała te dokumenty.

Z wielkim zaangażowaniem Pani Maria domagała się od polskich władz upamiętnienia KL Warschau pomnikiem, jednak pomnik ten do dziś nie powstał. Choć w 2001 roku Sejm RP przyjął uchwałę w sprawie upamiętnienia tej wielkiej zbrodni na narodzie polskim właśnie postawieniem w Warszawie pomnika.

Sędzia Maria Trzcińska próbowała przełamać zmowę milczenia na temat KL Warschau. (…)

Przeczytaj cały artykuł pt. „Dlaczego śp. sędzia Maria Trzcińska przez 3 miesiące nie mogła być pochowana?” – Hanny Mierzejewskiej, Solidarni2010.pl , 28 marca 2012 roku.

Wiele wskazuje na to, że kolejne nadwiślańskie władze czuwają nad tym żeby jednak sprawa KL Warschaw nie została wyjaśniona. Ujawnienia prawdy obawiają się nie tyko Niemcy, ale także Izrael i Rosja. Niemcy uważają że swoje wojenne grzechy już odpokutowały. Izrael nie może zgodzić się na to żeby zachwiała się jego wyłącznością na Holokaust. Rosjanie zaś, jako spadkobiercy Sowietów wiedzą że po „wyzwoleniu” stolicy w barakach obozu więzili tych co sprzeciwiali się instalowaniu władzy komunistycznej w Polsce. To te ciągle nie do przezwyciężenia dla rządzących siły stają dociekliwym historykom na drodze do prawdy i uniemożliwiają rozpracowanie tak istotnego tematu w martynologii naszego narodu.

W rozliczeniach ilości mieszkańców przed- i powojennej Warszawy pada ciagle pytanie: gdzie podziało się 200 tysięcy mieszkańców stolicy? Dlaczego istnienie obozu KL Warschau nie znalazło właściwego szacunku u rządzących przez długie lata. Poniżej artykuł Jana Żaryna i wywiad z sędzią Trzcińską. Oba teksty polecam uwadze czytelników. 

Waldemar Glodek, PCO


 

Sędzia Maria Trzcińska o obozie koncentracyjnym KL Warschau

wywiad udzielony w 2001 roku Naszemu Dziennikowi

Zbrodnia doskonała

O obozie koncentracyjnym KL Warschau rozmawiamy z sędzią Marią Trzcińską

Uchwałą z 27 lipca br., w 57. rocznicę zakończenia działalności obozu koncentracyjnego KL Warschau, Sejm oddał hołd tysiącom mieszkańców Warszawy, którzy ponieśli w nim męczeńską śmierć. W ten sposób prawdziwa „biała plama”, jaką było istnienie tego obozu i prowadzona w nim eksterminacja Polaków, została wreszcie ujawniona, i to na forum najwyższym. Dlaczego w Warszawie Niemcy założyli obóz koncentracyjny?

– Plany okupanta dotyczące Warszawy były znane już na początku okupacji niemieckiej. Powstał plan Pabsta, który przewidywał zmniejszenie liczebności Warszawy do 500 tys. mieszkańców i utworzenie na tym miejscu niemieckiego miasta „Die Neue Deutsche Stadt Warschau”. Z rozkazu Himmlera z 16 lutego 1943 r. wynika, że ten program miał być realizowany przez obóz koncentracyjny w Warszawie – KL Warschau. Według spisu ludności, na dzień 31 marca 1943 r., Warszawa liczyła milion pięć tysięcy mieszkańców. Plan zmniejszenia ludności Warszawy do 500 tys. nie mógł dotyczyć wyłącznie populacji żydowskiej, bo po wielkiej tragedii Treblinki i wywózek do innych obozów zagłady w mieście pozostało tylko ok. 60 tys. Żydów. Tym razem plan dotyczył polskich mieszkańców Warszawy.

Czy plan Pabsta miał realizować obóz koncentracyjny w Warszawie?

– Bez względu na orientację polityczną historycy są zgodni, że Warszawa w czasie II wojny światowej poniosła straty w wysokości 800 tys. mieszkańców. W encyklopediach rozbija się tę liczbę na tych, co zginęli w mieście i na tych, co zginęli poza miastem. Ci ostatni to przede wszystkim Żydzi zgładzeni w Treblince i innych miejscach zagłady. Zgodnie przyznaje się, że poza miastem zginęło od 260 do 300 tys. osób. Niektórzy nawet podają liczbę 310 tys. Druga część to ci, którzy zginęli w mieście. Pytanie podstawowe: gdzie? Kampania wrześniowa – 30 tys. zabitych, Powstanie Warszawskie – 150 tys. Dochodzą do tego egzekucje uliczne – według obliczeń niemieckich 1.800 osób, według polskich – 3.600. Ale osoby przywożone na ulice też pochodziły z obozu, względnie z Pawiaka, należącego do KL Warschau. Inni mówią: oni zginęli w ruinach getta. Ale w ruinach getta, według sprawozdania przekazanego do rządu polskiego w Londynie, śmierć poniosło 15 tys. osób. A ruiny getta, kiedy ludność żydowska została zlikwidowana, stały się również częścią KL Warschau. Powstaje więc pytanie zasadnicze: gdzie się podziało 200 tys. osób, których po wojnie nie mogły się doliczyć powojenne spisy. Gdzie oni zginęli?

Od kiedy więc rozpoczął działalność KL Warschau?

– IV Proces Norymberski ustalił po wojnie, że w Warszawie od jesieni 1942 r. działał obóz koncentracyjny. Był na to rozkaz Himmlera z 9 października 1942, który mówił, że resztę ludności żydowskiej ocalałej z getta należy umieścić w obozie koncentracyjnym w Warszawie.

Gdzie Niemcy zlokalizowali obóz i jaka była jego struktura?

– KL Warschau był kompleksem złożonym z pięciu lagrów dyslokowanych w trzech dzielnicach Warszawy: jeden na osiedlu Koło, za miejscowym laskiem, w Warszawie Zachodniej za dworcem PKP dwa: przy ul. Bema i Skalmierzyckiej oraz dwa na terenie zlikwidowanego getta: przy ul. Gęsiej i przy ul. Bonifraterskiej.

 

Kiedy powstawały lagry, które weszły w skład KL Warschau?

– Najwcześniej powstał obóz na Kole. Już na przełomie lat 1939/40 zbudowano obóz jeniecki dla żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego. Tam ich przetrzymywano aż do 1942 r., kiedy obóz przekształcono w obóz koncentracyjny.
Po wybuchu wojny niemiecko-bolszewickiej Niemcy zwozili z terenów nadgranicznych Białorusinów i tam ich mordowali. Po przekształceniu obozu pracy na Kole w obóz koncentracyjny w pierwotnym zamiarze miał być przeznaczony dla ocalałej po wywózkach ludności żydowskiej. Nie doszło jednak do jej umieszczenia w obozie, więc na Koło zwożono pozostałą ludność Warszawy.
Zdjęcia lotnicze utrwaliły fundamenty po 55 barakach.
Lagier na Kole powstał na terenie niezabudowanym, za miejscowym laskiem, w bezpośrednim sąsiedztwie strzeżonych niemieckich zakładów zbrojeniowych w Forcie Bema. Prowadziła do nich bocznica kolejowa od torów głównych łączących dworzec PKP Warszawa Gdańska z Warszawą Zachodnią, gdzie znajdowały się lagry KL Warschau.
Lagry na Kole i w Warszawie Zachodniej formalnie zostały uruchomione zarządzeniem Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 16 marca 1943 r., ale działały już od jesieni 1942 r.

Czy zachowały się jakieś ślady po obozie na Kole?

– Obecnie na osiedlu Koło nie ma żadnych śladów po obozie. W głębi lasku zachowały się stare fundamenty dużej, niezidentyfikowanej bliżej budowli figurującej na zdjęciach lotniczych w kształcie litery T.
Jeden ze świadków, pułkownik WP Zbigniew A., który widział z bliska, jak działał obóz, podał, że „niewolników”, jak nazywano więźniów, wyprowadzano z baraków i wewnętrznymi alejkami doprowadzano do obiektu w kształcie litery T i tam ich „likwidowano”.
Inni czterej świadkowie potwierdzili, że Niemcy wywozili więźniów z baraków ciężarowymi samochodami. Ludzie ci znikali – nie wiadomo, co się z nimi działo. Po dwóch dniach Niemcy znów zapełniali opróżnione baraki.
W pierwszym okresie okupanci stosowali w lagrze na Kole metody zabijania środkami konwencjonalnymi. W zachowanej konstrukcji budowli w kształcie litery T biegły stwierdził prostokątny dół o ścianach z betonu o wymiarach 5×12 m oraz obudowany wewnątrz ścianami cementowymi wykop pod piecowisko. Tam rozstrzeliwano więźniów i od razu palono. Po uruchomieniu komór gazowych w tunelu w Warszawie Zachodniej, więźniów z lagru na Kole wywożono i uśmiercano w tych komorach.

Kiedy powstały lagry w Warszawie Zachodniej? Czemu miały służyć?

– Drugi kompleks lagrów rozciągał się w Warszawie Zachodniej w okolicach dworca PKP. Jeden ze świadków, kolejarz-maszynista, który od 16 lutego 1943 r. prawie codziennie przejeżdżał przez Dworzec Warszawa Zachodnia, zapamiętał, że baraki obozowe budowane były pod koniec 1942 r. Całkowite zakończenie budowy nastąpiło na przełomie lat 1942/43. Teren obozowy rozciągał się po obu stronach tunelu znajdującego się w ciągu ul. Bema. Obszar obozu wynosił ok. 30 ha. Jeden z lagrów znajdował się między ulicami: Mszczonowską, Prądzyńskiego, Armatnią i Bema. Mieścił 20 baraków. Drugi lagier, po przeciwnej stronie tunelu, gdzie dziś znajduje się dworzec PKS, rozciągał się przy. ul. Skalmierzyckiej. Mieścił 12 baraków. Wszystkie baraki miały jednakowe wymiary: 100 m długości i 20 m szerokości. Na środku obozu stała budowla z wysokim kominem murowanym, wznosząca się na ok. 8 m ponad barakami. Oba lagry ogrodzone były drutem kolczastym na wysokości 3 m w dwóch rzędach. Z lagru 2 brama wyjściowa główna, z której wyjeżdżano samochodami, usytuowana była przy ul. Bema, tuż przy komorze gazowej. Również brama lagru 3 prowadziła do miejsca, gdzie znajdowały się komory gazowe. Przy ogrodzeniach lagrów stały wieżyczki strażnicze, które były obsadzone przez esesmanów. Między ogrodzeniami chodzili esesmani, z psami.
Jeden ze świadków widział więźniów na apelach. Byli ubrani po cywilnemu lub w stare mundury niemieckie – dla zatarcia śladów, że to byli Polacy.
Bywało, że więźniów brano do rozładunku wagonów. Wtedy można było bezpośrednio porozumieć się. Więźniowie prosili o powiadomienie rodzin na Woli lub w innych dzielnicach, bo były wśród nich osoby z łapanek.

Fakt istnienia komór gazowych w Warszawie to rzecz szokująca dla wielu współczesnych warszawiaków. To była prawdziwa przemysłowa machina śmierci, zaplanowana w każdym szczególe!

– Niemcy przeprowadzali gazowanie nocą, a zwłoki wywozili wcześnie rano. Jeden ze świadków zeznał, że wynoszenie zwłok z komór i ich wywożenie na spalenie do krematoriów na Gęsiówkę widywał trzy do czterech razy w tygodniu, w okresie od połowy kwietnia 1943 r. do Powstania. W tym samym okresie widział wielokrotnie, jak pod tunel przyjeżdżał niemiecki samochód ciężarowy z załadowanymi butlami z gazem, po czym butle te robotnicy wtaczali do tunelu.
Inny świadek określa dokładnie, kiedy to się zaczęło.

„W czasie okupacji aż do Powstania, mieszkałam w Warszawie przy ul. Szujskiego 16, w odległości ok. 300 m od tunelu. Jesienią 1942 r. po raz pierwszy zobaczyliśmy samochody niemieckie zakryte, wyglądające jak wojskowe. Wozy te prowadzili esesmani w czarnych mundurach. Kiedy wozy pojawiały się przy tunelu, był on nieprzejezdny i niedostępny dla ludzi. Wozy te wjeżdżały do tunelu od strony ul. Armatniej, a wyjeżdżały od strony Ochoty. Po przywiezieniu transportu do tunelu słychać było jęki ludzkie.
Takie transporty do tunelu wjeżdżały 3-4 razy w każdym tygodniu. W trakcie gdy rozchodziły się z tunelu jęki, rozchodził się także nieprzyjemny zapach. Wwożono do tunelu jednorazowo 4 wozy, czasem mniej, czasem więcej. Jak oni ludzi gazowali w tunelu, to rozchodził się zapach gazu, czuć go było aż na ulicy Szujskiego, gdzie mieszkałam. Wozy wjeżdżające i wyjeżdżające z tunelu widziałam na własne oczy. Miałam wtedy 21 lat.
Wszyscy mieszkańcy z ulicy Szujskiego wiedzieli, że w tunelu Niemcy gazują ludzi. Modliliśmy się, żeby Pan Bóg odmienił to wszystko”.

Dodaje, „że na początku okupacji przez tunel można było jeszcze przechodzić. Natomiast od jesieni 1942 r. było to niemożliwe. Wozy, które wjeżdżały do tunelu, mogły pomieścić po 50 osób. Zapach wydostający się z tunelu w trakcie gazowania przypominał zapach gazu wydobywającego się z kuchni.
Po przywiezieniu transportu do tunelu Niemcy nakazywali okolicznym mieszkańcom zasłonięcie okien. Jeśli ktoś tego nie zrobił, to strzelali do niego. Pana Stanisława Dudka, który nie zasłonił okna, Niemcy zranili.
Niemcy wprowadzali transporty do tunelu w różnych porach, ale zapachy z tunelu wydobywały się tylko w nocy.
Rozkaz zasłonięcia okien przekazywał nam blokowy, który dostawał rozkaz od Niemców. Blokowy u nas nazywał się Józef Kubas, mieszkał na Szujskiego, w tym samym domu co ja. Mówił do mieszkańców:
– Kochani, zasłaniajcie okna, bo będą strzelać, od Niemców dostałem taki rozkaz.
To się powtarzało 3-4 razy w tygodniu. Kubas był posądzony o przynależność do jakiejś organizacji i Niemcy go przed Powstaniem rozstrzelali.
W tunelu przy ul. Bema gazowali ludzi, tak jak podałam, od jesieni 1942 r. do sierpnia 1944 r. (…) Przy tunelu przez cały czas stała warta SS w czarnych mundurach, zawsze było ich kilku”.
Zeznania świadków są spójne, to otwiera nam wstęp do rozpoznania tzw. transportów niewiadomych.

To z tych transportów pochodziły właśnie ofiary KL Warschau?

– Podam jeden przykład. 11 stycznia 1943 r. Himmler wydał rozkaz o masowych obławach, które należy przeprowadzić w Generalnej Guberni, żeby zmniejszyć „odporność na odcinku band”, przy tym jako przykład wymienił Warszawę. W następstwie tego rozkazu w Warszawie przeprowadzono, trwającą dwa tygodnie, obławę. Przyjmuje się, że złapano 30 tys. ludzi, z tego maksimum 10 tys. wywieziono do Majdanka i Oświęcimia. A 20 tys. ludzi zostało w Warszawie. Co się z nimi stało? W tym czasie już funkcjonował obóz koncentracyjny na Kole i lagry w Warszawie Zachodniej. Tam 55 baraków, tu 32, razem 87. Mogły w pełni wchłonąć taką liczbę ludzi. Zginęli więc w KL Warschau.
W encyklopedii obozów na temat obław i łapanek podaje się m.in.: „W okresie nasilonych obław wywózki następowały tak często, że zarejestrowanie ich wszystkich przez konspirację stawało się niemożliwe. W większości wypadków nie wiadomo dokąd i w jakim celu ich wywożono”.
Świadek Franciszek B., stały mieszkaniec Warszawy Zachodniej przy ul. Armatniej, przy której był rozlokowany obóz, przesłuchany w śledztwie podał, iż więźniowie znikali nocą, po kryjomu… Baraki się opróżniały, a potem Niemcy zapełniali je nowymi transportami więźniów.
Zjawisko znikających transportów wskazuje na skalę eksterminacji w KL Warschau, która nie mogła być dokonana środkami konwencjonalnymi. Taka eksterminacja wymagała urządzeń masowej zagłady.

Ile było komór gazowych w tunelu w Warszawie Zachodniej?

– Ekspertyza czterech biegłych – specjalistów w dziedzinie mechaniki cieczy i gazów, stwierdziła, że gazowanie odbywało się w jednym tunelu, przedzielonym na dwie komory. Miały powierzchnię 630 m kwadratowych. Przy takiej pojemności można było zabić nawet kilkaset ofiar jednorazowo.
Trzeba tu wyjaśnić jeszcze jedną rzecz. Komory gazowe w tunelu w Warszawie Zachodniej różniły się np. od komór gazowych w Treblince czy Oświęcimiu. Tam były komory w małych celach, z niewielkim otworem, przez który wprowadzano gaz. W celach umieszczano bardzo dużą liczbę ludzi. W Warszawie Zachodniej, już po doświadczeniach w Oświęcimiu, zbudowano komory najnowszej generacji, na wysokim poziomie techniki. Oprócz funkcji zabijania, służyły do eksperymentowania na skalę przemysłową, dla celów frontu, wojska. Stąd laik, który będzie porównywał te komory, powie, że to niemożliwe, bo przecież komory znane z Oświęcimia i Treblinki były inne.

Przy komorach gazowych w innych obozach znajdowały się krematoria do spalania zwłok. Czy były też w Warszawie Zachodniej? Wskazywałby na to ów wysoki obiekt, o którym mówił cytowany przez Panią świadek.

– W Warszawie Zachodniej krematorium prawdopodobnie było, ale nie musiało się tam znajdować. Zwłoki ludzi zagazowanych spalano w krematorium mieszczącym się na terenie lagru „Gęsiówka” w getcie.

Doszliśmy w ten sposób do trzeciego kompleksu obozów w ramach KL Warschau.

– W raporcie o likwidacji getta w maju 1943 r. Stroop podał wniosek o przekształcenie więzienia Pawiak w obóz koncentracyjny. Powstały jednak aż dwa lagry. Pierwszy, uruchomiony 19 lipca 1943 r., umieszczono między ulicami Gęsią, Zamenhofa, Okopową, Glinianą, Ostrowską i Wołyńską, drugi, mniejszy, przy ul. Bonifraterskiej działał od 15 sierpnia 1943 r. Razem liczyły 24 baraki. Do obozu włączono także więzienie Pawiak przy ul. Dzielnej, dawne więzienie wojskowe przy ul. Gęsiej (róg Zamenhofa), podobóz dla Żydów usytuowany między ulicami Nowolipie i Nowolipki.
W części dawnego więzienia wojskowego działał okresowo tzw. Wychowawczy Obóz Pracy Policji Bezpieczeństwa. Przenoszono do niego więźniów z Pawiaka i zatrudniano, m.in. na terenie obozu koncentracyjnego. Obóz pracy ze względu na jego rozmieszczenie przy ul. Gęsiej nazywano potocznie „Gęsiówką”. Na tej samej ulicy sąsiadował z obozem koncentracyjnym, oddzielonym od niego murem, co było niejednokrotnie przyczyną mylenia tych dwóch obozów.

A w którym miejscu znajdowały się krematoria?

– Po likwidacji getta rozpoczęto budowę baraków wzdłuż ul. Gęsiej. Wśród tych, którzy wywozili gruz, był świadek Marian B., technik budowlany. Widział, jak budowano krematorium. Zeznał, że krematorium to, zbudowane po uruchomieniu lagru w byłym getcie, mogło pomieścić 200 zwłok. Ponieważ tracono dziennie 400 osób, trudno było spalić wszystkie zwłoki. Wobec tego palono je na stosach z drzewa w wyludnionych podwórkach dawnego getta przy ul. Nowolipki 25-31, Nowolipie 32-36 oraz na dawnym boisku „Skry”. Okazało się, że i to nie wystarczyło. W 1944 r. dobudowano dodatkowo dwa nowe krematoria, w tym jedno elektryczne.
Wszystkie krematoria znajdowały się na piątym dziedzińcu b. więzienia wojskowego. To, które było czynne przez cały okres istnienia obozu, znajdowało się na tymże dziedzińcu od strony ul. Gęsiej 26. Ponieważ zwożono do niego na spalenie więźniów zagazowanych w tunelu z Warszawy Zachodniej, krematorium to mylono z komorą gazową.

Jaka była pojemność obozu?

– W sumie KL Warschau zajmował 120 ha, liczył 119 baraków. W meldunku Delegatury Rządu z 3 grudnia 1942 r. podano, że więźniowie z Grecji są zatrudnieni przy budowie nowych baraków, dla powstającego obozu dla Polaków, mającego pomieścić 40 tys. osób.
Podobną pojemność podał funkcjonariusz niemiecki, Michael Fleischer, księgowy kuchni w obozie. W czasie przesłuchania przez Amerykanów w Dachau, w październiku 1945 r., stwierdził, że na początku obóz w Warszawie mieścił 1.800 osób, a później 35 do 40 tys.

Z tego widać, że KL Warschau to prawdziwy kombinat śmierci, z precyzyjnie zaplanowaną specjalizacją wszystkich pięciu lagrów.

– Obóz na Kole w pierwszym okresie pełnił oddzielną funkcję. W Warszawie Zachodniej gazowano. Na Gęsiówce były krematoria. W ostatnim okresie cały kompleks działał bardzo spójnie, pod jedną komendanturą. Wszystkie lagry były połączone wewnętrzną bocznicą kolejową, podłączoną do torów ogólnych PKP.
Zadaniem obozu było zmniejszenie liczebności Warszawy do 500 tys. W obozie takiej eksterminacji nie można było dokonać. Ponieważ w obozie tracono osoby z łapanek, a łapać ludzi mogła tylko policja na mieście, wobec tego zarządzeniem Hessa z 16 lipca 1943 r. ustalono, że komendant obozu będzie urzędował w siedzibie dowódcy SS i policji. W ten sposób połączono siły policyjne z siłami załogi obozu. Komendant KL Warschau urzędował na Szucha, a jego zastępcy w obozie. Rozkaz Hessa mówi też, że wszelka korespondencja przychodząca do obozu i wychodząca z niego, przechodzi przez dowódcę SS i policji. W ten sposób miał pełną kontrolę nad obozem i współdecydował o przeprowadzanych w nim mordach.

Jaka była skala ofiar obozu?

– KL Warschau od początku był podporządkowany nie tylko Głównemu Urzędowi Gospodarki i Administracji SS (WVHA), ale także Głównemu Urzędowi Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). W związku z tym RSHA ustaliło kontyngenty na dobę na 400 osób. Dowódca SS i policji Otto Paul Geibl na procesie przed Sądem Wojewódzkim w Warszawie 25 maja 1954 r. zeznał, że przeciętnie na dobę w Warszawie ginie około 40 Niemców, za co Niemcy stosują odwet, rozstrzeliwując 10-krotną liczbę Polaków. Wyjaśnił, że taki rozkaz przyszedł z Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.
Dokumenty niemieckie uzupełnia meldunek polskiego podziemia z 22 listopada 1943 r., że w Warszawie ginie codziennie ok. 300 Polaków, którzy oprócz publicznych egzekucji, traceni są w komorze gazowej.
KL Warschau funkcjonował jako miejsce zbrodni od października 1942 r. do sierpnia 1944 r., czyli przez dwa lata. Skoro tracono po 400 osób na dobę (przez dni robocze, odejmując święta), to ustalenie wykazuje szokującą wielkość ok. 200 tys. mieszkańców Warszawy, których nie mogły się doliczyć powojenne spisy ludności.

W jakich okolicznościach nastąpiła likwidacja KL Warchau?

– W dniach 28-31 lipca 1944 r. obóz KL Warschau został ewakuowany do Dachau, Ravensbrück i Gross Rosen. Niemcy obawiali się bowiem odbicia więźniów przez powstańców – to było przecież 40 tys. osób, zdecydowanych na wszystko. I dlatego więźniów wywożono już wcześniej, od 23 lipca, jeszcze nie nazywając tego ewakuacją. W ten sposób przerwano działalność KL Warschau.
Obliczamy, że 11.200 więźniów ewakuowano przed powstaniem. Z transportów ocalało tylko ok. 2 tys. Na Gęsiówce zostało tylko 350 więźniów-rzemieślników. Po wyzwoleniu lagru przez żołnierzy batalionu „Zośka” część więźniów dołączyła do powstańców.
Ewakuowano też więźniów z lagrów w Warszawie Zachodniej. Lecz w tunelu piekło śmierci trwało dalej. Teraz likwidowano w nim ludność powstańczej Warszawy. Jest o tym w zeznaniu świadka, oficera AK wywiadu i kontrwywiadu. Po wybuchu Powstania Warszawskiego dostał rozkaz od dowódcy zgrupowania „Radosław”, by udał się w rejon Dworca Zachodniego i rozeznał dyslokację wojsk niemieckich. Zamieszkał w jednym z opuszczonych domów naprzeciwko wylotu tunelu, pod liniami Dworca Zachodniego PKP, w odległości 500-700 m od tunelu. Obserwował, jak rano 3 sierpnia Niemcy doprowadzali do tunelu grupy ludności cywilnej Warszawy, liczące od kilkunastu do kilkudziesięciu osób. Dokonywali selekcji, oddzielając kobiety i dzieci. Po czym odprowadzano je pod konwojem w kierunku dworca PKP. Natomiast mężczyzn wpędzano do tunelu. W okresie od 2 do 8 sierpnia Niemcy wymordowali w tunelu do 4 tys. mężczyzn.
Inny świadek J.Z., mieszkaniec Woli, który w dniach 2-8 sierpnia ukrywał się z rodziną w piwnicy jednego z domów na wprost tunelu, widział, jak Niemcy w tym czasie wywozili z tunelu ciężarówkami zwłoki zamordowanych. Tylko w dniach od 7 sierpnia do 9 sierpnia Niemcy wywieźli z tunelu ok. 30 ciężarówek ciał.

Czy znamy nazwiska załogi obozu, wykonawców zbrodni?

– Niemcy, ewakuując obóz, zadbali o to, żeby spalić dokumentację. Część dokumentów dotyczących wewnętrznego funkcjonowania KL Warschau wyrzucili na śmietnisko niedaleko Kłodzka. Zaraz po wojnie zostały one odnalezione przez dziennikarza we Wrocławiu. Wśród zachowanych dokumentów dotyczących dyżurów elektryków i techników w obozie jest bardzo ciekawy zapis, że pełnią oni dyżur w obiekcie wymagającym wzmożonego zasilania prądem!
Inny z dokumentów dotyczy awansowania jednego z rotteführerów „za poprawne wykonywanie służbowych obowiązków esesmana w KL Warschau”.
Jest też druk firmowy obozu z nagłówkiem „KL Warschau” i podpisem komendanta.
W aktach śledztwa poza nazwiskiem komendantów, ich zastępców i innych członków komendantury, znajdują się nazwiska 150 esesmanów załogi obozowej.

Czy mieszkańcy Warszawy mieli świadomość istnienia obozu? Czy wiedzieli, gdzie giną ich bliscy?

– Tak. Jest zeznanie świadka, który mieszkał na Lesznie, przy Karmelickiej. Po jednej stronie było getto, po drugiej strona aryjska. Gdy zlikwidowano getto, mur otaczający je, pozostał, a w środku zbudowano dodatkowo mury wokół obozu. Między nimi rozstrzeliwano więźniów. Świadek zeznał, że przy kapliczce podwórkowej mieszkańcy modlili się za tych, których złapano w łapankach i osadzono na Gęsiówce. „Jak się ktoś dostał do Oświęcimia, to jeszcze mógł mieć nadzieję, że taką czy inną drogą może wyjdzie, ale jeżeli się ktoś dostał na Gęsiówkę, to już wychodził tylko przez komin” – powiedział.

Dlaczego od razu po wojnie nie wyjaśniono tajemnic związanych z działalnością KL Warschau i nie osądzono sprawców masowych zbrodni tam popełnianych?

– 16 maja 1945 r. Okręgowa Komisja do Badania Zbrodni Niemieckich wszczęła śledztwo. Komisja ekshumacyjna, pracująca na Gęsiówce, stwierdziła tam stan, który porównała do Treblinki. Bo jeżeli spalono 200 tys. osób, a w Treblince 260 tys., to są to wartości porównywalne. Jednak śledztwo trwało tylko do 29 maja 1945 r. W protokole podpisanym przez przedstawicieli PCK i lekarza sanitarnego z Wydziału Zdrowia Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy stwierdzono, że na polecenie „odgórne” dalsze badania są przerwane. Na sporządzonym wtedy szkicu obozu widniał zapis: „Obecnie obóz pracy”. Ten obóz działał w strukturach wymiaru sprawiedliwości przez 10 lat, zlikwidowany został tuż przed październikiem 1956 r. Dekret likwidacyjny ukazał się 23 grudnia 1954 r. Wiemy, że w kwietniu 1955 r. jeszcze byli w nim więźniowie, gdyż wtedy 300 z nich zatruło się rybami i musiano sprowadzić lekarzy z miasta.

Usiłowano więc ukryć fakt istnienia niemieckiego obozu koncentracyjnego w Warszawie, w obawie, by nie natrafiono na ślad powojennego obozu założonego przez władze komunistyczne. Czy także w Niemczech nie starano się pociągnąć do odpowiedzialności sprawców zbrodni?

– W maju 1973 r. centrala w Ludwigsburgu zwróciła się o pomoc prawną do Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich z prośbą o dostarczenie dowodów w sprawie KL Warschau. W prokuraturze w Monachium toczyło się śledztwo i potrzebne były dowody uzupełniające z Polski. Polecono mi poprowadzenie tej sprawy. Od razu ujawniono dokonywanie masowych mordów. Po oddelegowaniu mnie do sądu, prowadzenie śledztwa przekazano innemu sędziemu. Jego ustalenia pokrywały się z moimi. W 1976 r. główna komisja zażądała zawieszenia śledztwa i przekazania akt do archiwizacji. Później okazało się, że akta zginęły, a Okręgową Komisję w Warszawie rozwiązano.
Trzeba pamiętać, że Warszawa straciła największą liczbę ludności w kraju – 800 tys., więcej niż Francja i Anglii razem wzięte, i nikt nie zajmuje się zbrodniami dokonanymi na warszawiakach, bo komisję zlikwidowano i nikt nie zajmuje się tą sprawą.
W 1996 r. śledztwo zostało formalnie umorzone z powodu śmierci głównych podejrzanych. Lecz jednocześnie w pełni potwierdziło ludobójczą faktografię KL Warschau.
Z polskiego śledztwa przekazane zostały do niemieckiej prokuratury w Monachium obfite materiały dowodowe, których wykaz samych tytułów wynosi 8 stron maszynopisu. Są to dokumenty dotyczące całego 5-lagrowego kompleksu KL Warschau, a więc także lagru na Kole i lagrów w Warszawie Zachodniej, a nie tylko lagru w byłym getcie.
Przekazane zostały też protokoły 93 świadków,dotyczące tych wszystkich lagrów.

Sprawa działalności KL Warschau znajduje się obecnie w gestii IPN, który powinien do końca wyjaśnić wszystkie okoliczności masowych mordów na mieszkańcach Warszawy realizowanych przez obóz. Tymczasem na stronie internetowej IPN znajdują się informacje, że działalność obozu ograniczała się do terenu dawnego getta i rozpoczęła się 19 lipca 1943 r. To zmienia obraz rzeczy, wymazuje istnienie komór gazowych.

– Instytut Pamięci Narodowej przekazał do internetu informacje na temat KL Warschau niezgodne z dokumentacją przekazaną do Niemiec i znajdującą się w aktach sprawy.
Mimo zebranej dokumentacji przyjął, że początek KL Warschau datuje się dopiero na 19 lipca 1943 r., tj. od momentu uruchomienia lagru w b. getcie, podczas gdy od października 1942 r. działały już lagry na Kole i w Warszawie Zachodniej. Skrócenie działalności obozu o rok i ograniczenie go tylko do jednego lagru w b. getcie, podczas gdy cały kompleks obozowy miał 5 lagrów, powoduje, że automatycznie ulega zmniejszeniu liczba ofiar. Z tych względów Komitet ds. Upamiętnienia Ofiar KL Warschau wystąpił do IPN o usunięcie z internetu dezinformacji, które szkodzą sprawie.

Czy nie uważa Pani, że w ślad za uchwałą Sejmu IPN powinien wznowić śledztwo w sprawie KL Warschau? Należy się to warszawiakom.

– Tak. Śledztwo umorzono bez mojej zgody. Akta podzielono i te, które dotyczyły tylko Gęsiówki, oskalpowane z pozostałych lagrów, przekazano prokuraturze do zatwierdzenia umorzenia. Resztę oddano na Cytadelę. Bezpośrednio po umorzeniu śledztwa, złożyłam na ręce ówczesnego dyrektora IPN wniosek o wznowienie śledztwa, lecz go nie uwzględniono. Obecnie, po uchwale Sejmu, IPN jest zobowiązany to uczynić.

Jak ocenia Pani rangę uchwały Sejmu? Długoletnie wysiłki, aby sprawa KL Warschau dotarła do świadomości społecznej, przyniosły wreszcie rezultaty.

– Nie da się przecenić wagi tej uchwały. Teraz już nikt nie może powiedzieć, że nie było KL Warschau, nikt nie może powiedzieć, że była tylko Gęsiówka, że nie było 200 tys. ofiar. Uchwała jest ukoronowaniem działań prowadzonych od 1973 r. Ma wielkie znaczenie dla współczesnych.
Zawsze powtarzam, że w tym obozie mordowano ludzi nie ze względu na orientację polityczną, przekonania, ale likwidowana była stolica Polski i jej mieszkańcy. Dlatego upamiętnienie ofiar KL Warschau, do czego wzywa uchwała, musi być dokonane ponad podziałami partyjnymi, jako akt ogólnonarodowy.

Dziękuję za rozmowę.

Małgorzata Rutkowska

 

Źródło: Polishclub