Co Polska straciła na Kresach Wschodnich?
Gdy cały świat cieszył się z zakończenia II wojny światowej, Polacy musieli pogodzić się z utratą blisko połowy przedwojennego terytorium. Kresy Wschodnie, choć w niektórych dziedzinach bardziej zacofane od reszty kraju, mogły odegrać wielką rolę w powojennym rozwoju polskiej gospodarki.
Koniec II wojny światowej oznaczał też ogromne zmiany dla Polski. Choć nie dla wszystkich od początku było to jasne, to na skutek ustaleń jałtańskich granice naszego kraju zostały przesunięte na zachód, a do ZSRR wcielono 48 % terenów II RP - Kresy Wschodnie. W zamian, kosztem Niemiec, włączono do Polski prawie 100 tys. km2 Ziem Odzyskanych.
Komunistyczna propaganda przedstawiała tę zamianę jako bardzo korzystną. To fakt, że tereny poniemieckie były bardziej uprzemysłowione i rozwinięte gospodarczo. Z drugiej strony, tereny Kresów Wschodnich mniej ucierpiały w wyniku działań wojennych, a na Ziemiach Odzyskanych do zniszczeń dodać należy rabunek ze strony Armii Czerwonej.
Choć Polska zyskała bogatsze ziemie na zachodzie, to warto pamiętać, że stracone Kresy Wschodnie też nie były gospodarczą pustynią. Obszar o powierzchni 175 tys. km2 krył w sobie potencjał do gospodarczego rozwoju. Niektóre bogactwa zagospodarowano już przed wojną, inne dopiero czekały na odkrycie i rozwój. Oto, co polska gospodarka straciła przez powojenną zmianę granic:
Ropa naftowa - Zagłębie Borysławsko-Drohobyckie
Na terenach leżących tuż za obecną granicą polsko-ukraińską znajduje się jedno z najstarszych na świecie zagłębi naftowych. Jeszcze za czasów zaboru austriackiego z okolic Borysławia i Drohobycza pochodziło 5% światowego wydobycia ropy naftowej (obecnie taki udział w rynku mają łącznie Kuwejt i Kazachstan). W Drochobyczu działała też największa rafineria w Europie.
Eksploatacja złóż doprowadziła do powstania prawdziwych naftowych fortun "galicyjskich szejków". Po odzyskaniu niepodległości, większość przemysłu naftowego trafiła w ręce kapitału francuskiego. W dwudziestoleciu zaczęto też odczuwać skutki rabunkowego wydobycia, w wyniku czego poziom produkcji węglowodorów spadł.
Mimo zmniejszonego wydobycia, zagłębie Borysławsko-Drohobyckie pokrywało zapotrzebowanie na ropę naftową przedwojennej Polski, choć według prognoz, paliwa miało zacząć brakować w 1943 r. Z kolei gazem ziemnym z tego obszaru opalano Lwów i Centralny Okręg Przemysłowy.
Po II wojnie światowej europejskie złoża ropy. naftowej straciły na znaczeniu. Obecnie Zagłębie Borysławsko-Drohobyckie jest już praktycznie wyeksploatowane. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że większość obecnie eksploatowanych przez Polskę złóż gazu ziemnego i ropy naftowej znajduje się na Ziemiach Odzyskanych.
Truskawiec - polskie San Remo
"To nie Ciechocinek, nie Krynica i nie Zakopane, ale leżący w pobliżu Drohobycza Truskawiec był najbogatszym przedwojennym uzdrowiskiem w Polsce. W czasie dwudziestolecia międzywojennego zbudowano tu blisko trzysta willi, hoteli i pensjonatów. Świetnie ubrane towarzystwo bawiło się na kortach tenisowych, zawodach hippicznych, kąpało w potężnym basenie-jeziorze, którego plaże usypano z przywiezionego znad Bałtyku piasku. To był świat nie gorszy od tego z Cannes, San Remo, San Sebastian czy innych XIX-wiecznych kurortów" - mówił w wywiadzie dla "Nowej Trybuny Opolskiej" prof. Stanisław S. Nicieja.
Swoje znaczenie zawdzięczał Truskawiec bliskości bogatego zagłębia naftowego oraz wielkiego miasta Lwowa. Uzdrowisko oferowało wody mineralne oraz górski klimat. Warto przy tym zauważyć, że przedwojenna Polska posiadała we Wschodnich Karpatach masywy górskie przekraczające wysokość 2 tys. m nad poziomem morza. Biorąc pod uwagę, jak tłumnie turyści odwiedzają dziś Tatry i Podhale tereny te z pewnością mogłyby bardzo skorzystać na rozwoju turystyki. Przykładem może być Bukowel, który obecnie jest jednym z najpopularniejszych ośrodków narciarskich na Ukrainie.
Innym uzdrowiskiem znajdującym się tuż za obecną polską granicą są litewskie Druskienniki. Obecnie to największe i najnowocześniejsze uzdrowisko w tym kraju. Znajduje się tu jeden z największych aąuaparków w Europie. Podstawy pod rozwój Druskiennik założono w okresie II RP.
Lwów, Wilno i inne
Na gospodarczej mapie Kresów Wschodnich bez wątpienia wyróżniały się duże miasta, przede wszystkim Lwów i Wilno (trzecia i szósta co do wielkości metropolia II RP). Na rolniczych terenach wschodnich
województw także średniej wielkości miasta, jak Stanisławów, Brześć czy Tarnopol, pełniły istotną rolę jako regionalne ośrodki handlu i przemysłu.
Trudno przewidzieć, w jaki sposób potoczyłby się rozwój kresowych miast, gdyby zostały w Polsce, ale można założyć, że wciąż wyróżniałyby się ekonomicznie na tle okolicy. W przypadku dwóch największych ośrodków, strata gospodarcza Polski jest zdecydowanie największa. Pomimo dziesięcioleci, spędzonych w ramach komunistycznego ZSRR, Lwów i Wilno to wciąż prężne ośrodki gospodarcze. Przed wojną w obu miastach działały jedne z najlepszych uczelni w kraju. Zwłaszcza Politechnika Lwowska mogła przyczynić się do rozwoju polskiego przemysłu.
Wilno to obecnie duże centrum finansowe i usługowe, czerpiące korzyści ze statusu stolicy Litwy. Lwów z kolei to najważniejsze miasto Zachodniej Ukrainy. Ciekawe, czy gdyby pozostały w Polsce, ich rozwój gospodarczy przebiegałby jeszcze lepiej?
Podole - czarnoziemy
Dzieci w polskich szkołach uczą się, że najżyźniejszymi glebami w naszym kraju są czarnoziemy. Niestety, w obecnych granicach mamy tych żyznych ziem jak na lekarstwo.
Inaczej było w II RP, do której należała zachodnia część Podola. Żyzne czarnoziemy Podola, rozciągające się też dalej na wschód, to jedno z największych bogactw naturalnych obecnej Ukrainy i szansa na rozwój wysokowydajnego rolnictwa. Niestety, na skutek gospodarki radzieckiej spora część ich potencjału została zmarnowana m.in. przez złe nawożenie. Podolskie grunty wyróżniały się żyznością na tle gleb Kresów Wschodnich. Choć w gospodarce całego tego obszaru dominowało rolnictwo, to plony były niższe niż w zachodnich regionach kraju. Winne były nie tyle warunki naturalne, co niższa kultura rolna. Rolnictwo na Kresach Wschodnich należy zatem traktować jako utracony potencjał.
Gospodarka leśna i przemysł drzewny
"Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy?" - pytał retorycznie największy polski wieszcz w "Panu Tadeuszu". Przed wojną rozległe lasy stanowiły bogactwo nie tylko terenów litewskich, ale całych Kresów Wschodnich. Lasy w II RP intensywnie wykorzystywano gospodarczo, zaś drewno stanowiło podstawowy surowiec dla rodzącego się na tych terenach przemysłu.
Kresy Wschodnie odgrywały też ważną rolę w eksporcie drewna z Polski oraz w zaopatrywanie największych polskich zakładów drzewnych i papierniczych.
Krystynopol, czyli jedna zmiana granic to za mało
Choć generalny kształt współczesnych granic Polski ustalił się po II wojnie światowej, to jednak w 1951 r. doszło do istotnej korekty. W tym roku dokonano między Polską a ZSRR wymiany terenów o powierzchni 480 km kw. W granicach Polski znalazły się m.in. Ustrzyki Górne, a ZSRR przekazano okolice miasteczka Krystynopol.
Po wcieleniu do ZSRR Krystynopol przemianowano na Czerwonogród i wkrótce rozpoczęto w jego pobliżu eksploatacje złóż węgla kamiennego. Rozwój przemysłu sprawił, że miasto rozrosło się pięciokrotnie. Związek Radziecki przejął również biegnącą nad Bugiem linię kolejową i żyzne ziemie. Na terenach oddanych Polsce miały znajdować się złoża ropy naftowej, ale ich zasobność okazała się niewielka.
Wymiana granic z 1951 r. pokazała, że Związkowi Radzieckiemu zależało na przejęciu od Polski jak największej ilości zasobów gospodarczych.
"Dotkliwa dla Polski po II wojnie światowej okazała się przede wszystkim utrata Lwowa, miasta polskich pamiątek, bibliotek, muzeów -twierdzi w wywiadzie dla strony "Inne Oblicza Historii" - prof. dr hab. Stanisław Salmonowicz (UMK w Toruniu). - Podobnie utrata Wilna, które wprawdzie zawsze było stolicą Litwy historycznej, ale w biegu wydarzeń, przynajmniej od końca XVII w. było miastem kultury polskiej i takim pozostało, aż do II wojny światowej. Oczywiście, można powiedzieć, że jest to wspólny dorobek polsko - litewski, ale również można żałować, że nacjonalizm litewski utrudnia dziś nazywanie po imieniu wielu rzeczy oczywistych, mimo uznania przez Polskę wszystkich zmian terytorialnych na rzecz Litwy. Niektórzy mało przychylni Polsce historycy francuscy nawołują, abyśmy przestali tworzyć mitologię Kresów. Oni po prostu nie doceniają tego, co zrobiła kultura polska na tych terytoriach, przy czym kultura polska równała się tu kulturze zachodniej. Ja twierdzę tak: wszędzie tam, gdzie są resztki kościołów jezuickich na wschodzie Europy - w okolicach Kijowa, Mińska, Smoleńska - tam istnieje dowód, że mieliśmy wpływ na kształtowanie się tamtejszych ówczesnych elit intelektualnych i artystycznych. W Pińsku np. do 2. połowy XIX w. istniało kolegium jezuickie, które było głównym ośrodkiem kultury na całe Polesie. Tych kościołów już prawie nie ma. Likwidowała je władza carska, sowiecka, potem zniszczyła I wojna światowa, II wojna... Rzadko coś gdzieś przetrwało, a jeżeli przetrwało, to na terenach, które należały przed 1939 r. do Polski.
Mało kto wie, że poza dużymi miastami oraz majątkami szlacheckimi rozrzuconymi na Kresach, pozytywną rolę w krzewieniu kultury materialnej odgrywał, na pograniczu polsko-sowieckim, Korpus Ochrony Pogranicza, który nie tylko walczył z dywersją sowiecką, ale organizował i wspomagał życie społeczne i kulturalne Polesia i Wileńszczyzny. Podobnie misję kulturalną i gospodarczą wypełniała - dziś już zupełnie zapomniana - poleska Polska Flota Wojenna w Pińsku".
"Dziś, jako historyk, mogę odpowiedzialnie stwierdzić, że przejmowaliśmy Ziemie Zachodnie zdewastowane wojną, z przemysłem częściowo zrujnowanym, z rolnictwem, które trzeba było odbudować, ale z pełną infrastrukturą. Ocalało bowiem to, czego nie można było wywieźć ani zniszczyć: drogi, szlaki wodne, tory kolejowe, sieć wodociągowa, kanalizacja." Choć niektórzy przekonywali, że ekonomicznie i materialnie obecne państwo polskie wygrało na tych granicznych zmianach, to jednak przytoczone powyżej przykłady przeczą dobitnie takiemu myśleniu. Oprócz wymienionych strat materialnych, nieodwracalnie straciła polska kultura.
Łucja Kuriata-Lewicka